poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 5 "Zazdrość."

Biegłem cwałem dość długo. Zorientowałem się, że ta droga doprowadzi mnie do miejsca spotkania Ino, może odwiedzę ją poznać ją bliżej. Stwierdziłem, że to dobry pomysł przecież nowe znajomości na pewno się przydadzą. Wbiegając do lasu zauważyłem wyłaniający się dym, który leciał w górę. Wiedziałem, że to musiał być pożar w okolicy gospodarstwa blond dziewczyny. W miarę możliwości mojego konia przyspieszyłem bardziej. Kilka minut później byłem już na miejscu, ale to co tam zastałem..spadł mi kamień z serca po prostu, nie wiem czemu. Może dlatego że miałem dość wrażeni na dzisiaj. To co zobaczyłem do ognisko zrobione przez ojca Ino. Zeskoczyłem z konia i wolnym krokiem podchodziłem do mężczyzny.
- Z oddali wygląda jak by się paliło. - Odezwałem się stając obok.
- Mówisz. - Powiedział zlewając to co powiedziałem. - Bardzo Ci dziękuje za uratowanie mojej córki i mojego gospodarstwa. - Oznajmił odwracając się do mnie przodem po czym wysunął do mnie dłoń. Uścisnęliśmy sobie dłonie po czym dalej wpatrywaliśmy się w ogień.
- Muszę zapytać...Dlaczego wróciłeś?. - Spytał mnie ciekawy mojej odpowiedzi.
- Tam gdzie musiałem dotrzeć załatwiłem to co miałem a teraz ruszam do Zamku Ziemi, stwierdziłem że będę miał do was po drodze to wstąpię was poznać lepiej. - Wyjaśniłem.
- Rozumiem, chcesz się może u nas zatrzymać na noc?. - Spytał. - Powoli się ściemnia a las nocą jest bardzo niebezpieczny. - Dodał aby mnie zatrzymać. I tak chciałem się o to zapytać. Wyręczył mnie.
- Dziękuje za propozycję ale w ogóle mnie Pan nie zna. - Przypomniałem mu.
- Niby tak ale należysz do rodu Takahiro, znałem ludzi z tego rodu i można wam zaufać w przeciwieństwie do Uchihów i wręcz nie wolno ufać. - Wyjaśnił.
- Skąd wiesz że do niego należę?. I skąd znasz mój ród?.
- Ino mi powiedziała, wiesz jestem starszym panem i nie zawsze siedziałem w jednym miejscu. - Oznajmił.
- Rozumiem.
- A więc przyjmiesz moją propozycję?. - Spytał.
- Dobrze, dziękuje za zaproszenie. - Powiedziałem po czym gwizdnąłem na konia aby podszedł. - Gdzie mogę zostawić konia?.
- O Ino dobrze, że jesteś zaprowadź Shinji'na i jego konia do boksu, następnie pokaż mu pokój gościnny a potem przyjdźcie tu. - Wyjaśnił więc bez chwili zawahania ruszyłem za blond dziewczyną. Szliśmy chwile w ciszy po czym ona się odezwała - To tu. - Powiedziała i zabrała konia ode mnie i wprowadziła do boksu. Wszedłem za nimi aby zabrać rzeczy i zdjąć siodło. Dziewczyna przyglądała mi się jak zabierałem rzeczy i siodło.
- Dekoncentrujesz mnie tym gapieniem się. - Odezwałem się i spostrzegłem, że dziewczynie zrobiło się głupio i odwróciła wzrok. Gdy skończyłem wziąłem torby i ponownie ruszyłem za Ino. Miałem chwilę na przyjrzenie się jej ciału od tyłu i powiem szczerze...no no..niezła jest. Podszedłem bliżej ale weszliśmy właśnie do budynku. Minęliśmy dwa pokoje po czym weszliśmy na piętro po schodach. Nie odzywając się do siebie weszliśmy do ciemnego pomieszczenia po czym dziewczyna włączyła światło. - Tu będziesz spał. - Odezwała się niszcząc tą cisze. Kiwnąłem głowa na znak podziękowania po czym odłożyłem rzeczy na ziemie. Dziewczyna oparła się swoim tyłeczkiem o biurko i czekała aż będę gotowy pójść z nią z powrotem do taty.
- Będziesz tak stać nade mną zawsze?. - Powiedziałem w formię żartu.
- Może tak, może nie. - Odezwała się najwyraźniej odważniej niż wcześniej.
- Cóż za zmiana.. - Zauważyłem unosząc kąciki ust.
- Wtedy byłam przerażona i nie wiedziałam kim dokładnie jesteś. - Usprawiedliwiła się a ja odwróciłem się do niej mierząc całe jej ciało dokładnie. - Uważaj sobie. - Pogroziła mi palcem. - idziemy. - Rzuciła po czym wyszliśmy z tymczasowo mojego pokoju i ruszyliśmy żwawym krokiem do ogniska. Chwilę nam zajęło dojście ale w końcu dotarliśmy. Blondyna zawiesiła się na ojcu. - Przynieść jedzenie?. - Spytała, ojciec kiwnął głową więc poszła z powrotem do domu. Zostałem znowu sam na sam z ojcem Ino.
- Mieszkacie tu sami?. - Spytałem widząc kawałek ich gospodarstwa i nikogo więcej nie zauważyłem.
- Nie do końca. Mieszkają tu jeszcze dwie osoby. - Wyjaśnił. - W tych domkach. - Dodał wskazując na małe domy obok siebie.
- A kto tam mieszka?.
- Syn mojego najlepszego przyjaciela i jego kolega.
- A gdzie jest Twój przyjaciel?. - Spytałem.
- Już go z nami nie ma, poprosił mnie aby się nim zajął a ten drugi jest tu ponieważ zabujał się w mojej córce. Dobrze płaci za wynajem więc może zostać. Często pomaga mi przy gospodarstwie. - Wyjaśnił. - Uważaj na niego nie lubi konkurencji. - Ostrzegł mnie.
- Spokojnie. - Opanowałem sytuacje.
- Jest też czasem agresywny jeśli chodzi o innych chłopaków w swoim otoczeniu i jak na dwudziesto latka jest strasznie silny. - Przedstawił mi sytuację. - Czyżby Ere?. - Pomyślałem.
- Rozumiem, w razie co będę się tylko bronił, więc nie miej do mnie pretensji. - Oznajmiłem.
- Przyda mu się lekcja pokory. - Powiedział po czym Ino przyszła z jedzeniem. Odłożyła dwa talerze na stolik obok.
- A gdzie oni są właściwie?. - Zapytałem.
- Właśnie idą. - Oznajmił wskazując na nich. Jeden z nich jest pulchniejszy ma brązowe włosy, czerwoną opaskę zawiniętą wokół czoła, czarną bluzę i jasne spodnie. Drugi zaś chudszy ale widać było że jest dobrze zbudowany. Również ma brązowe włosy, opaskę z blaszką związaną wokół czoła na twarzy na policzkach czerwone tatuaże nosi szarą koszulkę na to zarzuca kurtkę z futerkiem i czarne spodnie.
- Cześć Ino witaj Inoichi. - Odezwał się grubszy.
- No hej Ino słonko, siema Ichi. - Powiedział luźno ten drugi.
- Witajcie. Przedstawiam wam to jest Shinji. - Przedstawił mnie Inoichi.
- Cześć jestem Choji.
- Ja to Kiba, jestem najsilniejszy w okolicy tak dla Twojej wiadomości. - Przechwalał się.
- Miło mi was poznać. - Odezwałem się. - Na pewno jesteś.. - Zlałem go.
- Wyczuwam problem?. - Zapytał.
- Kiba! Zachowuj się. - Zbeształa go Ino. Uspokoił się i wszyscy usiedliśmy przed ogniskiem. Gadaliśmy i poznawaliśmy się lepiej. Ja opowiedziałem trochę o sobie oni o sobie i tak jak z nimi siedziałem wydawało mi się jak byśmy się znali bardzo długo. Wkurzał mnie tylko ten Kiba taki z niego pozer. Nie lubię takich ludzi, którzy się popisują przed innymi. Siedzieliśmy już dość długo koło ogniska. Na przeciwko mnie siedział Inoichi obok niego Choji następnie kawałem od nich między mną a Inoichi'm, Kiba potem ja a zaraz obok mnie Ino. Było widać, że Kibie nie pasuje fakt że Ino siedzi koło mnie ale nie miał na to żadnego wpływu. Zapadła noc, zaczęło robić się zimno a fakt że kurtka Ino nie dawała jej wystarczającego ciepła odezwała się do mnie. - Ogrzejesz mnie?. - Spytała miło. Kiwnąłem głową po czym objąłem ją. Kiba zauważył to i natychmiast zareagował.
- Koleś przeginasz!. - Wkurwił się. Wstał i podszedł do mnie. - Odwal się od niej!. - Zagroził.
- Bo co?. - Powiedziałem nie przejmując się nim za bardzo.
- Kiba uspokoisz się!?. - Wtrąciła się Ino.
- To sprawa między mną a nim. - Powiedział po czym złapał mnie za koszulkę.
- Nie rób tego. - Odezwałem się więc on złapał ją mocniej. Wkurzył mnie więc złapałem jego rękę i ją wykręciłem po czym wstałem i trzymałem wykręconą rękę chłopaka.
- To boli!. - Oznajmił. - Puszczaj!. - Krzyknął.
- Jesteś taki silny to się uwolnij. - Powiedziałem podnosząc kąciki ust. Chłopak się posłuchał i próbował się uwolnić ale to na nic. Po chwili chciał uderzyć mnie druga ręką ale ją też przechwyciłem i również wykręciłem następnie dostał z kopa w plecy i upadł na ziemie.
- Pożałujesz!. - Zagroził i rzucił się na mnie. Chciał mnie trafić z pięści ale robiłem uniki i nie mógł trafić.
- W ogóle nie patrzysz w co chcesz trafić tylko walisz na oślep. - Podsumowałem po czym złapałem jego pięść następnie drugą ręką uderzyłem kilkakrotnie w jego brzuch po czym złapałem jego bark przeskoczyłem nad nim po czym pociągnąłem rzucając nim.
- Dosyć. - Powiedział stanowczo ojciec Ino. - Nie chce tu żadnych bójek, pora iść spać. - Powiedział.
- On zostaje tu na noc?. - Zdziwił się Kiba. - Niby gdzie będzie spał?.
- W moim domu w pokoju gościnnym. - Wyjaśnił.
- W jednym budynku z Ino! Na pewno nie. - Podniósł głos.
- To mój dom i będzie tam spał ten komu pozwolę. - Oznajmił Inoichi.
- Jeszcze zobaczysz koleś na co mnie stać. - Odezwał się Kiba po czym razem z Choji'm ruszył do domu. On do swojego i Choji również. My zgasiliśmy ognisko i udaliśmy się do domu. Kilka minut później poszedłem się kąpać. Kilkanaście minut zajęło mi wykąpanie się po czym owinięty tylko w ręcznik w pasie wyszedłem z łazienki. Opuściwszy pomieszczenie zamknąłem drzwi jednakże Ino stała na korytarzu. Przyglądała mi się uważnie po czułem jak zjada mnie wzrokiem.
- Umięśnione ciałko. - Powiedziała po czym lekko się zarumieniła.
- Dziękuje, Ty także wyglądasz imponująco. - Uświadomiłem ją zważywszy na to że była tylko w majtkach i staniku. Od razu zakryła ciało ręcznikiem i wbiegła do łazienki. - Bardzo ładna ta Ino gdy się jej przyjrzałem dokładniej. - Pomyślałem i udałem się do pokoju. Tam ubrałem spodenki po czym usiadłem na łóżku. Wyjąłem nożyk Shimy z plecaka i kawałek drewienka po czym zacząłem strugać. Minęło dwadzieścia minut i wystrugałem figurkę Ino ubraną w sam ręcznik. - Właściwie po co to wystrugałem?. - Zapytałem się sam siebie. - Dziwne myśli chodzą Ci po głowie Shinji. - Dodałem po czym schowałem nożyk i figurkę do plecaka po czym położyłem się i przykryłem się kołdrą do połowy. Chwilę leżałem z otwartymi oczami po czym zamknąłem je. Minęło z trzydzieści minut a ja nie mogłem zasnąć. Dalej miałem widok blondynki w samej bieliźnie przed oczami. Pomachałem głową i chciałbym myśleć o czymś innym ale nie potrafiłem przestać myśleć o Ino. Nagle usłyszałem jak ktoś przekręca klamkę i wchodzi do pokoju po czym zamyka drzwi i przekręca kluczyk. Nie miałem zamiaru się podnosić ale musiałem sprawdzić kto to jest. Wstałem do pozycji siedzącej ale nie zdążyłem zobaczyć kto wszedł ponieważ ta osoba od razu zaczęła mnie całować. Wyczułem kim może być ta osoba ale wolałem się upewnić. - Blond piękność?. - Spytałem przerywając jej całowanie.
- A jak myślisz?. - Zapytała retorycznie. Po głosie już miałem pewność, że to Ino więc wróciliśmy do całowania a następnie doszło do czegoś więcej. Zacząłem ją delikatnie dotykać i ściągać z niej ubrania. Byliśmy w namiętnej chwil i oboje chcieliśmy aby to się nie skończyło. Gdy emocje wzięły górę zaczęliśmy się kochać. Nie mogliśmy się od siebie oderwać. Przez długi czas zajmowaliśmy się sobą aż do momentu ukojenia swoich potrzeb. Gdy ona i ja zaspokoiliśmy siebie na wzajem dalej leżeliśmy przytuleni do siebie nago. Gdy tak leżeliśmy w ciszy i ja i ona szybko zasnęliśmy nawet nie wiedząc kiedy.
Następny dzień.
Godzina siódma rano.
Obudziły mnie odgłosy zwierząt, którymi od rana zajmował się ojciec Ino i Kiba. Otworzyłem oczy i dostrzegłem, że blondyna dalej była ze mną w łóżku nago. Zmartwił mnie ten fakt. Powoli i ona zaczęła się budzić.
- Jak Twój tata nas na kryje podejrzewam, że nie będzie zachwycony.  - Odezwałem się do zaspanej dziewczyny.
- Może jakieś dzień dobry z rana, hmm? - Powiedziała złośliwie. - Wiem to nie był najlepszy pomysł spać razem ale nie mogłam się Tobie oprzeć. - Wyjaśniła.
- Rozumiem.
- To widzimy się na śniadaniu. - Powiedziała po czym wstała i przez ułamek sekundy spostrzegłem jej cudowne ciało ale niestety od razu je zakryła ręcznikiem i wyszła z pokoju. Wstałem do pozycji siedzącej następnie wstałem z łóżka i wziąłem rzeczy. Poszedłem szybko do łazienki odświeżyć się a następnie ubrałem się. Wyszedłem z pomieszczenia, zszedłem po schodach w dół po czym wszedłem do kuchni. Tam stała już Ino przygotowująca śniadanie.
- Szybko się uwinęłaś. - Spostrzegłem.
- Bywa. - Rzuciła po czym do kuchni wszedł ojciec Ino przywitał nas po czym odezwał się bezpośrednio do córki.
- Ino co Ty taka cała w skowronkach? - Spytał marszcząc brwi.
- Wyjątkowo dobrze mi się spało tato. - Wyjaśniła swoją radość po czym podała śniadanie. Do kuchni weszli również Choji i Kiba. Dołączyli do nas w konsumpcji posiłków przygotowanych przez blondynkę. Gdy wszyscy zjedli zaproponowałem że pozmywam naczynia wtedy Ino zaproponowała pomoc co wkurzyło Kibę ale ona miała to gdzieś i razem ze mną zaczęła zmywać. Zdenerwowany Kiba wyszedł na dwór i udał się na swoje pole do treningu sztuk walki. Przez okno zauważyłem jego trening. To nie był zwykły trening zwykłego człowieka. Kiba jest za szybki i za silny na zwykłego człowieka wiec na pewno jest on Ere lub inną istotą magiczną. Kątem oka przyglądałem się jego treningowi tak aby Ino tego nie zauważyła po czym gdy skończyliśmy sprzątać po śniadaniu udałem się na taras odpocząć. Oczywiście Ino poszła za mną i usiadła mi na kolana obejmując mnie. Ten widok dla Kiby był zbyt bolesny i wkurwia się tak bardzo ze zwykłą pięścią powalił spore drzewo. Wiedziałem ze wkurzył się z naszego powodu.
- Lepiej będzie jak staniesz kawałek dalej. - Oznajmiłem wstając widząc jak on idzie prosto na mnie.
- Chcesz mi dokopać? To chodź tam. - Wskazałem dobre miejsce na walkę. Posłuchał się mnie bez kłótni i czekał na mnie. Podszedłem w wyznaczone wcześniej miejsce.
- Pokaż mi co tam chowasz. - Powiedziałem wiedząc już że na pewno nie jest on zwykłym człowiekiem.
- To raczej Ty mi pokażesz dlaczego wtedy byłeś taki silny. - Oznajmił po czym przyjął pozycję bitewną. Ja również przyjąłem pozycję łapiąc do tego za rękojeść mojego miecza.
- Bez miecza nie będziesz taki mądry? - Powiedział aby mnie wkurzyć.
- Okej odłożę. -  Powiedziałem po czym odłożyłem miecz na bok i ponownie przyjąłem pozycję bitewną.
- Zaczniemy? Czy może spękałeś? - Próbował wtrącić mnie z równowagi ale mu nie wyszło.
- Dawaj. - Powiedziałem więc ruszył na mnie a ja nie zamierzałem na niego czekać i również ruszyłem. Wbiegliśmy w siebie po czym zaczęła się walka. Jego ciosy były bardzo silne ale i moje takie były. Po stylu walki od razu wiedziałem że jest on magiczną istotą. Nie wiedziałem jeszcze jaką ale to kwestia czasu. Nasza walka za bardzo się przedłużała i dużo razy chciałem użyć mocy. Na szczęście powstrzymałem chęć użycia swych zdolności. Chwile później bardzo mocno uderzyłem w Kibę , który odleciał na znaczną ilość. Zdenerwowany wstał i kiwną głową na znak, że wiem kim jestem i ruszył bardzo szybko i chciał mnie trafić jednak czas zwolnił a ja osunąłem się na bok i zdziwiłem go z kolana w brzuch a następnie trzasnąłem o ziemię dwiema rękami. Odszedłem a on się podniósł kiwnąłem głową na znak że ja też już wiem kim jest.
- Nie wiem czego używasz ale jesteś bardzo silnym przeciwnikiem nie mam zamiaru zginąć. - Odezwał się w końcu Kiba. - Jesteś z rodu Takahiro odnoga Uchiha a z takim się podobno nie zadziera aż tak bardzo jak ja teraz. - Wyjaśnił.
- Dobrze rozumujesz. - Powiedziałem po czym przekazaliśmy sobie znak przyjaźni po czym wróciłem na taras a Ino znowu usiadła mi na kolana. Kiba wrócił do treningu. Będę musiał z nim pogadać.
- Shinji jesteś naprawdę bardzo silnym wojownikiem. Jeszcze nie widziałam żeby ktoś tu był silniejszy od Kiby. - Wyjaśniła.
- Dziękuję. - Powiedziałem po czym przyszedł do nas Inoichi i zaczął opowiadać jakaś nudna historie o tym miejscu. Oczywiście słuchałem go ale bez zaciekawienia.

Kiba Inuzuka:
Ino Yamanaka:

sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 4 "Mr. Dark."

Następny dzień.

Kilka minut już leżałem z zamkniętymi oczami. Obudziłem się ale jeszcze nie chciałem wstawać, to co się wczoraj stało przytłaczało mnie zbyt bardzo. Mam żal do Shimy, że postąpił tak samolubnie ale rozumiem go w pewnym sensie. Cóż moja mała przygoda chyba dobiegła końca i trzeba zbierać się do szarego życia w osadzie.
*Trzask*
Coś zbiło szybę wlatując do mojego pokoju. Podniosłem się szybko aby sprawdzić co to takiego. Gdy się zorientowałem zauważyłem, że to granat. - Domena Ognia: Ściana z Ognia. - Powiedziałem w myślach po czym powstała ściana, która uchroniła mnie przed eksplozją. Ściana znikła więc szybko chwyciłem ubrania i się błyskawicznie ubrałem. Wziąłem plecak na jedno ramię po czym ciałem torbę z rzeczami jednak wpadł jeszcze jeden granat a za nim kolejne więc szybko wybiegłem z pokoju i schowałem się aby nie oberwać. Nastąpiło kilka wybuchów ale nie zbyt mocnych. Nagle pojawiło sie kilku kolesi z broniami i zaczęli do mnie strzelać. Zacząłem uciekać a oni mnie gonić. Podczas biegu wpadłem na kolejnych napastników tym razem z mieczami. Od razu złapałem rękojeść mojego miecza i bardzo szybkim cięciem pokonałem dwóch wrogów po czym biegłem dalej. Byłem otoczony więc wbiegłem do jakiegoś pokoju po czym rozpędzając się wyskoczyłem przez okno na inny budynek. Zrobiłem fikołka po czym wstałem i zacząłem biec. Za mną ciągle biegło parę osób strzelając. Robiłem żwawe uniki przed pociskami co utrudniało mi bieg. Nagle pojawiło się ich coraz więcej i więcej. Zatrzymałem się a oni mnie otoczyli. Nie wiedziałem jak to się skończy ale miałem nadzieje że z korzyścią dla mnie. Każdy z nich wycelował we mnie a następnie nacisnął spust. W tym momencie czas zwolnił. Mogłem uważnie przyjrzeć się napastnikom a do tego zrobić unik przed kulami. Przyjrzawszy się atakującym skoczyłem wysoko w górę. - Domena Ognia: Niszcząca Kula Ognia. - Moje myśli. Wypuściłem strumień płomieni z ust a one zmieniły się w sporą kulę ognia. Wleciała w napastników raniąc każdego. Wiedziałem, że to tylko pionki które mają mnie sprawdzić więc nie chciałem używać silnych ataków. Gdy spadłem na nogi zacząłem od razu biec ale następni wrogowie pojawiali się i to po kilkanaście osób na raz. Zacząłem z nimi walczyć na białą broń. Byli całkiem nieźli w używaniu mieczy jednak ich było pełno a ja byłem sam. Gdy udało mi się pokonać większą część napastników odszedłem kawałek od reszty. - Domena Ognia: Ognisty Deszcz. - Po wypowiedzeniu tych słów w głowie rzuciłem kulą ognia, która powstała mi w ręce nad napastników po czym spadł na nich deszcz małych zrobionych z ognia kropel deszczu. Stanęli w płomieniach, było już po nich. Jednak to nie koniec ponieważ dalej przybywało nowych. Miałem tego dość. - Domena Ognia: Wszech-kula zniszczenia. - Powiedziałem sobie w głowie po czym wysunąłem obie dłonie na przód po czym wycelowałem. Następnie powstała spora kula ognia a ja ją wystrzeliłem na napastników. Gdy do nich dotarła powstał potężny wybuch, który zrobił krater. Gdy inni nie mogli przejść ja zeskoczyłem na dół po czym uliczkami zawróciłem do Hotelu po moje rzeczy i konia. Po kilku minutach dotarłem na miejsce wszedłem tylnymi drzwiami do Hotelu po czym wszedłem do pokoju w, którym doszło do eksplozji. Na szczęście nikogo w nim nie było i spokojnie wziąłem torbę. Ale gdy ją podniosłem dostrzegłem, że połowa z niej tylko została a co za tym idzie połowa rzeczy. Wpakowałem ocalałą część rzeczy do plecaka po czym usłyszałem głosy na korytarzu. Domyśliłem się że to ktoś z Hotelu plus Władze porządkowe. Wyszedłem na balkon po czym przeskakując z balkonu na balkon zszedłem na dół. Udałem się do miejsca gdzie są boksy koni aby zabrać swojego konia. Udało mi się to jednak strażnik Hotelu zauważył mnie więc wskoczyłem na Jinpachi'ego i ruszyliśmy. Wołał, że mam się zatrzymać ale oczywiście tego nie zrobiłem i pognałem jak najdalej się dało. Od hotelu byłem już bardzo daleko więc zatrzymałem się w pobliskim parku. Usiadłem na ławce z myślą, że odsapnę ale się myliłem. Pojawiło się dwóch kolesi i zaatakowali mnie. Od razu wiedziałem, że współpracują z wcześniejszymi zbirami ale Ci byli bardziej wyszkoleni jeżeli chodzi o sztuki walki mieczem i w walce wręcz. Mieli zmyślne ataki byli szybcy a co najważniejsze świetnie się uzupełniali. Póki co dawałem sobie radę ale jeden z nich zranił mnie bardzo mocno w lewą rękę. Co prawda potrafiłem walczyć jedną ale było to trudne zwłaszcza że ich było dwóch. Wiedziałem, że długo nie mogę tak z nimi walczyć bo mnie wykończą więc postanowiłem użyć swoich mocy. Dzięki Domeny Ognia tak jak każdy Ere byłem silniejszy, zwinniejszy, szybszy i bardziej skoczny od zwykłych ludzi więc użyłem swoich nadprzyrodzonych zdolności co znacznie ułatwiło mi walkę. Po krótkiej chwili zauważyli że mam nad nimi przewagę.
- Domena Ognia: Włócznia. - Powiedziałem odskakując od nich. Wtedy podniosłem zdrową rękę wyżej niż głowa a włócznia lewitowała nad moją dłonią. Wymierzyłem w kogo chce trafić a następnie rzuciłem. Włócznia ze znaczną prędkością wleciała w jednego z napastników zabijając go na miejscu a do tego spaliła do na popiół. Drugi się wystraszył lecz ponownie zaatakował. Podniosłem wbity wcześniej miecz w ziemie po czym użyłem zakazanego ciosu mieczem, którego się nauczyłem podczas treningu. Polega to na tym że macham mieczem tak długo i tak szybko aż zmylę przeciwnika i przetnę mu prawą nogę, następnie lewą rękę a na koniec wbije mu miecz w serce. Nie udało mi się trafić w serce ponieważ powinienem wykonać ten atak obiema rękami ale i tak pokonałem przeciwnika. Schowałem zakrwawiony miecz do kabury po czym wskoczyłem na konia i ruszyłem przed siebie. Nagle w plecy wbiła mi się strzała. Spadłem z konia, po czym dostrzegłem jeszcze kilka strzał pędzących w moją stronę. Wyciągnąłem rękę na przód po czym wystrzeliłem z ręki lekki podmuch ognia, który spalił strzały. Podniosłem się z ziemi i dostrzegłem swoich wrogów. Byli to dwaj łucznicy. - Czego oni chcą do cholery?. - Zapytałem sam siebie po czym poczułem, że bezmyślnie wyprowadzałem ataki będąc w szoku i straciłem sporą część Chikary. Z taką ilością mocy wiedziałem, że mnie wykończą. Biegli w moją stronę na swych koniach po czym ponowili ostrzał. W kilka sekund w moja stronę leciało chyba z pięćdziesiąt strzał. Nie wiedziałem jak mam ich uniknąć i stwierdziłem, że nie dam rady ich zatrzymać ale nagle czas znowu zwolnił nie wiedziałem jak, czemu i z jakiego powodu to się tak dzieje ale miałem to gdzieś bo ratowało mi to życie. Jednakże tym razem to zawiodło, strzały były zbyt blisko siebie aby mógł robić uniki. Kilka strzał powbijało się we mnie..Ból był straszny jednak nagle przestało boleć. Poczułem jak Chikara wypełnia całe moje ciało. Skóra zaczęła mi się odrywać a na jej miejsce pojawiała się nowa ciemniejsza. Do tego włosy zmieniały kolor na biały i przybywało ich. Poczułem jak temperatura mojego ciała wzrasta aż cały wrzałem. Powstawała para, która wydzielała się z mojego ciała. Czułem jak oczy znikają z oczodołów zostawiając czarną pustkę a po chwili wypełniły się całymi czarnymi gałami. Widziałem wszystko bardzo dobrze ale czułem się jak w amoku. Nie wiedziałem dokładnie co się dzieje ale wiedziałem jedno...poczułem żądze zabijania, krwi i wszechogarniającego chaosu. Powyjmowałem sobie wszystkie strzały a rany spowodowane tymi kijami zaczęły się samoistnie leczyć i goić. Po chwili nic mi nie było i ruszyłem do ataku. Po minach swoich wrogów wyczułem strach, bali się mnie ale mimo to strzelali i pędzili na mnie. Pomyślałem o zwolnieniu czasu i tak się stało. Pojawiłem się na koniu jednego z nich po czym złapałem go za ręce i wyrwałem je z ciała. Następnie chwyciłem za głowę przekręcając ją i wyrywając a następnie rzuciłem nią w tego drugiego. Przerażony całą sytuacją spadł z konia i zaczął uciekać. Wtedy ja wbiłem rękę w konia zabijając i jego po czym skoczyłem i zacząłem lecieć. Nie wiem jak ale potrafiłem latać bez skrzydeł. Przeleciałem nad łucznikiem po czym wylądowałem metr przed nim. On się zatrzymał i zaczął uciekać w drugą stronę lecz czas zwolnił a ja z potężną prędkością wbiłem się w jego ciało wysuwając swoją dominującą rękę. Dłoń przebiła ciało ale nie na wylot. Podniosłem go ku górze a następnie moja dłoń zaczęła płonąć niszcząc go od wewnątrz. Ale nie paliła się zwykłymi płomieniami tylko czarnymi. Po chwili łucznik cały się spalił więc wchłonąłem z powrotem czarne płomienie do swojego ciała. Odszedłem kawałek od trupa po czym zacząłem się zmieniać z powrotem w człowieka. Nie wiedziałem skąd się wzięła ta forma i co to było ale przypomniałem sobie pewną sytuację z dzieciństwa jak miałem pięć lat. Dotarło do mnie, że wtedy gdy zaatakowali mój ród zabiłem wszystkich nawet swoich. Po wszystkim oczywiście wszystko zapomniałem ale teraz po tej ponownej transformacji sobie przypomniałem i plułem sobie w twarz, że to ja jestem powodem wyginięcia mojego rodu a nie Ci co nas wtedy zaatakowali. Zacząłem bać się sam siebie. Gdy się uspokoiłem i doszedłem do siebie, wstałem i podszedłem do mojego konia. Podniosłem plecak leżący obok niego założyłem go i wskoczyłem na Jinpachi'ego. Po takim starciu nie miałem nawet zadrapania ale bolała mnie trochę lewa ręka. Nie zważając na nic ruszyłem przed siebie aby schować się gdzieś i odpocząć. Po kilku godzinowej wędrówce w poszukiwaniu dobrego miejsca w końcu znalazłem dobre miejsce. Zsiadłem z konia i zdjąłem mu siodło aby i on odpoczął. Nalałem wody do miski aby go napoić. Usiadłem opierając się o drzewo po czym przymknąłem oczy. Po chwili zasnąłem.

- Gdzie ja jestem?.. - Odezwałem się patrząc na dość ciemne miejsce, w którym nagle sie znalazłem. Było tu ponuro, cicho, chłodno a na ziemi było wody do kostek. - Jak ja się tu znalazłem?. - Zapytałem się wiedząc, że raczej nie uzyskam odpowiedzi ale jednak się myliłem ponieważ jakiś głos się uniósł po strasznym otoczeniu.
- Jak myślisz gdzie możesz być...
- Hmm, nie wygląda mi to na realne miejsce więc pewnie śnię..
- Nie do końca..Jesteś w tym miejscu fizycznie ale jednocześnie psychicznie..
- A więc jestem w swojej głowie, czyż tak?. - Zapytałem tajemniczy głos.
- Brawo sherlocku.. - Zaśmiał sie złowieszczo.
- Ale dlaczego tu jestem?. - Zdziwiłem się.
- Jesteś tu z dwóch powodów.. - Przedstawił. - Pierwszy to taki, że jesteś wyczerpany a drugi to taki że chciałem wreszcie z Tobą porozmawiać.
- A kim jesteś?. - Zapytałem podnosząc jedną brew. - A przede wszystkim gdzie jesteś i co robisz w mojej głowie??.
- Nazywam sie Mr.Dark ale mówią na mnie Smętny Kosiarz.. - Przedstawił się.
- A ja jak mam się do Ciebie zwracać?. - Spytałem.
- Mr.Dark albo Smętny Kosiarz..
- To będę mówił po prostu Dark.. - Oznajmiłem.
- Mniejsza z tym.. - Powiedział czułem że lekko się zirytował.
- Gdzie jesteś i co robisz w mojej głowie Dark?.
- Jestem wszędzie i żyje w Tobie. - Wyznał lecz mnie to zdziwiło. Powiedział to tak spokojnie.
- Jak to?.
- Twój ród od lat jest nosicielem różnych klątw tak jak ród Uchiha..Dwa najbardziej przeklęte rody na świecie.. - Wyjaśnił.
- Ale dlaczego?.
- No jak przodkowie Takahiro i Uchiha podpisali pakt z Diabłem i innymi demonami to co tu się dziwić, że jesteście przeklęci. - Wyjaśnił.
- Co to ma znaczyć, że podpisali pakt?. - Spytałem nie wiedząc o co mu dokładnie chodzi.
- Normalnie podpisali krwią pakt. W zamian chcieli potężnych zdolności ale pod koniec życia musieli oddać swoją duszę Diabłu. - Wyjaśnił.
- Ja też będę musiał?.
- Nie. - Powiedział krótko.
- To dobrze a dlaczego?.
- Kilka lat po tym jak dwa rody podpisały pakt z Diabłem, dziewczyna z rodu Takahiro i chłopak z rodu Uchiha połączyli się tworząc parę. To wtedy było zabronione aby odnoga łączyła się z główną gałęzią. W ten sposób powstał by jeden ród i Uchihowie obawiali się tego. Co prawda ich nazwisko dalej by było główną gałęzią ale tak to by nie mieli was do pomiatania. Więc postanowili przerwać miłosne sceny tej dwójki. jednak za późno. Młoda Takahiro zaszła w ciąże i urodziła dwóch synów, Bliźniaki. Jednakże gdy to się wydało postanowili zabić i dziewczynę i chłopaka i ich dzieci. Udało im się to zrobić lecz gdy zabili tych chłopców wtedy coś się wydarzyło. Chłopcy zmienili się w coś silniejszego lepszego lecz bardziej strasznego od ludzi. Stali się Demonami i postanowili zabić zarówno ród Takahiro jak i Uchiha. Prawie sie to im udało lecz jeden z Uchiha wpadł na pomysł zapieczętowania demonów. Zarówno w rodzie Takahiro ktoś na to wpadł i po długich wojnach z demonami udało się w końcu. Jednego demona zapieczętowali w członku rodu Uchiha a drugiego w członku Takahiro. Powiem Ci szczerze, że to było jakieś dwadzieścia lat temu gdy zostali zapieczętowani jeden z nich został zapieczętowany w nijakim Takahiro Shinji. - Wyjaśnił całą historię. Przez chwile nie wiedziałem o czym on w ogóle mówi. Później zacząłem rozumieć a na końcu się potwierdziło że opowiada mi swoją historię z życia a do tego historię Takahiro i Uchiha.
- Rozumiem a więc jednym z braci jesteś Ty a gdzie jest drugi?. - Zapytałem.
- Niestety nie mogę Ci tego zdradzić ale wiedz że jest bliżej niż byś mógł sobie to wyobrazić. - Powiedział. - A teraz gdy znasz nieco historię swojego rodu, rodu Uchihów i moją czas już na mnie spotkamy się jeszcze na pewno wtedy porozmawiamy dłużej, niestety teraz już skończył się mój czas ale jeśli chcesz wiedzieć więcej udaj się do krypty, która znajduje się w Zamku Ziemi, tam znajdziesz trochę informacji - Dodał po czym się ocknąłem tam gdzie zasnąłem.


- To był sen czy naprawdę z nim gadałem?!. - Powiedziałem do siebie znając odpowiedź ale będąc w szoku musiałem sie odezwać. Chwilę jeszcze odpocząłem myśląc o tym wszystkim po czym zebrałem się i ruszyłem tam gdzie kazał mi Dark.

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 3 "Tragedia w Zamku."

Następny dzień.
Godzina dziewiąta rano.

Obudziłem się ale nie dlatego że już się wyspałem tylko dlatego, że odczułem ból po walce z tym kolesiem wczoraj. Już dawno nie walczyłem tak na poważnie z takim przeciwnikiem. Osunąłem się z łóżka tak że moje stopy dotykały zimnych paneli. Wstałem wyciągnąłem się po czym podszedłem do okna aby otworzyć okno. - Co to?. - Pomyślałem po czym wziąłem list.
- " Dziękuje, że wczoraj zachowałeś się tak brawurowo przecież nie musiałeś. Podejrzewam, że jak wstaniesz to będziesz odczuwał ból tak więc połknij tą tabletkę, będzie o wiele lepiej. Sakura." - Po przeczytaniu listu od Haruno wziąłem tabletkę i posłuchałem się kobiety. Połknąłem tabletkę po czym położyłem list na stoliku nocnym i ruszyłem w kierunku łazienki. Wszedłem pod prysznic. Dwadzieścia pięć minut później wyszedłem z kabiny. Zajęło mi to tak długo ponieważ medytowałem aby zregenerować się trochę. Po założeniu rzeczy udałem się do hotelowej restauracji zjeść śniadanie. Wzrok ludzi, którzy już tam byli nie był zbyt miły ale miałem to gdzieś ponieważ byłem głodny. Podszedłem do bufetu i wziąłem co chciałem. Usiadłem do wolnego stolika i w ciszy konsumowałem posiłek. Słyszałem wiele słów na mój temat ale sie tym nie przejąłem. Było widać, że tu wszyscy się znają a nowi nie mają tu łatwo. Zauważyłem, że w tych dwóch wioskach przejezdni nie są mile widziani. Po dziesięciu minutach zjadłem więc wstałem i udałem się z powrotem do apartamentu. Dotarłem do wybranego celu, spakowałem rzeczy i zarzuciłem torby na ramiona. Po schodach zszedłem po czym stanąłem przed blatem.
- Oddaje klucze. - Odezwałem się.
- Dziękuje, mam nadzieje że podobało się panu u nas. - Powiedziała panienka. - 70 Ryo się należy. - Dodała więc zapłaciłem. - Im dalej od domu tym drożej - Zauważyłem po czym wyszedłem z budynku i udałem się do boksu Jinpachi'ego. Osiodłałem go i zawiesiłem bagaże a następnie dosiadłem i ruszyłem spokojnym stępem. Chwile później mogłem jechać kłosem a dalej galopem. W końcu byłem już na głównej drodze więc ruszyłem cwałem. Długo nie minąłem sie z nikim więc zmarszczyłem brwi. Niepokoi mnie ta cisza i ten brak ludzi. Wjechałem w końcu do lasu. Był dość gęsty więc nie mogłem jechać cwałem musiało wystarczyć mi jechanie kłosem. Mijałem przedziwne drzewa i krzewy ale dalej nikogo nie napotkałem. Wkurzało mnie to że jadę tak sam ale nic nie mogłem na to poradzić co jeszcze bardziej mnie wkurzyło. - Co tu tak cicho.. - Odezwał się mój głos w głowie. Zatrzymałem się i zeskoczyłem z konia. Rozejrzałem się dokładnie po czym zacząłem nasłuchiwać czy jest ktoś w pobliżu. Nagle usłyszałem damski krzyk więc od razu wskoczyłem na Jinpachi'ego i ruszyłem za odgłosem. Kilka chwil później byłem już tam skąd wydobył się krzyk. Zauważyłem że ogromny niedźwiedź próbuje dorwać dziewczynę. Ona jednak schowała się w szczelinie ale niedźwiedź zaraz ją dopadnie pazurami. Zszedłem z konia i ruszyłem na własnych nogach biegiem. W biegu złapałem rękojeść po czym dwoma szybkimi cięciami zraniłem niedźwiedzia. On jednak wkurzył się jeszcze bardziej i chciał trafić mnie pazurami, udało mi się odskoczyć a następnie wykonać uderzenie prostego miecza i przebiłem go. On jednak się wiercił więc nie trafiłem w serce lecz obok a niedźwiedź miał teraz okazję zaatakować i tak zrobił. Trzasnął mnie i uderzyłem w drzewo.
- Domena Ognia: Płonący Miecz. - Powiedziałem po czym mój miecz zaczął płonąć a co za tym idzie niedźwiedź również. Gdy się spalił żywcem wyjąłem swój miecz po czym chustą wytarłem z krwi następnie włożyłem do kabury i ruszyłem do szczeliny. Gdy stanąłem na przeciwko odezwałem sie - Możesz już wyjść. - Dziewczyna niepewnie wychyliła głowę a gdy zauważyła, że jest bezpiecznie wyszła cała.
- Nazywam się Takahiro Shinji, a Ty?.
- I-Ino.. - Powiedziała po cichu ledwie słyszalnie. Jest zdenerwowana i skołowana całą sytuacją.
- Co tu robisz sama?. Ten las jest raczej nie bezpieczny.
- W-wiem a-ale chciałam nazbierać k-kwiatów.. - Dalej w jej głosie wyczuwałem strach.
- Dobrze jak chcesz to możesz teraz je zerwać a później zawiozę Cię do domu?. - Zaproponowałem.
- D-dziękuje. - Odpowiedziała szybko po czym zerwała kilka kwiatów. - Już. - Powiedziała.
- Dobrze pomogę Ci wejść na konia. - Oznajmiłem po czym złapałem ją w pasie i podrzuciłem tak że wylądowała na siodle. - To gdzie jedziemy?.
- W prawo i cały czas prosto. - Powiedziała dalej zawstydzona moją osobą. Wskoczyłem na konia po czym ruszyliśmy. To nie było mi po drodze ale miałbym ją na sumieniu. Nie wyczuwam od niej Chikary więc raczej nie jest Żywiołakiem. Kilka minut później na naszej drodze widziałem małą chatkę, na szczęście nie stała w lesie tylko kawałek za nim. Chwile później wjechaliśmy na podwórko.
- T-to tu. - Odezwała się po czym chciała zejść więc jej pomogłem. - Dziękuje. - Powtórzyła.
- Nie ma sprawy Ino. - Powiedziałem. - Narazie. - Rzuciłem wskakując na konia po czym ruszyłem w miejsce gdzie spotkałem Ino. Stamtąd bo wiem musze ruszyć dalej od Zamku Ognia. Nagle poczułem siarkę, a wraz z nią bijące ciepło. Odwróciłem się do tyłu i zauważyłem jak lina zaczęła płonąć. Była przywiązana do drzew tak że sięgała do gospodarstwa Ino. - Dlaczego zawsze muszę się w coś wpakować. - Oznajmiłem po czym ruszyłem za płonącą liną. Wyprzedziłem ogień i w ostatnim momencie przeciąłem ją tak aby nie dotarła do domu dziewczyny.
- Co tu robisz i kim jesteś?!. - Odezwał się mężczyzna stojący na tarasie.
- Nazywam się Shinji i uratowałem Twoje gospodarstwo. - Wyjaśniłem po czym usłyszałem jak ktoś strzela w moim kierunku. Czas zwolnił, przyjrzałem się pocisk był metr ode mnie. Szybko wyciągnąłem miecz do góry po czym szybkim machnięciem rozwaliłem pocisk. Czas wrócił do normalność.
- Jak to możliwe że on zniszczył pocisk. - Myśl mężczyzny za mną. - Dziękuje. - Odezwał się gdy nagle kilku bandytów wyszło z ukrycia i zaczęli strzelać całymi seriami.
- Eh.. - Westchnąłem po czym czas znowu zwolnił. Zeskoczyłem z mojego rumaka i rozwaliłem wszystko pociski w mgnieniu oka. Napastnicy byli zszokowani tym co zrobiłem ale nie przestali znowu zaczęli strzelać. Znowu czas zwolnił dla wszystkiego oprócz mnie. Szybko zniszczyłem pociski aby nic nikomu nie zrobiły po czym szybko ruszyłem na bandytów i kilkoma cięciami zniszczyłem ich bronie po czym stanąłem za nimi wszystkim.
- Ale jak?. - To nie możliwe?. - Jak on to zrobił?. - Mówili jeden przez drugiego.
- Wypad stąd. - Powiedziałem stanowczo po czym zaczęli uciekać. Gdy zniknęli z pola mojego widzenia podszedłem do mojego konia.
- To było niesamowite. - Zaczepił mnie mężczyzna. - Jak to zrobiłeś?. - Spytał zachwycony moja osobą.
- Jestem wojownikiem. - Powiedziałem. - Proszę się mną nie zachwycać. - Oznajmiłem zauważając Ino. - Cześć Ino. - Dodałem po czym wskoczyłem na konia i powoli zacząłem się oddalać.
- Skąd znasz moją córkę?!. - Krzyknął.
- Niech sam pan się jej spyta!. - Podniosłem głos aby mnie usłyszał po czym wjechałem w las i tyle mnie widzieli. Ruszyłem do miejsca spotkania Ino po czym ruszyłem dalej drogą do Zamku Ognia.

Cztery godziny później wjechałem na tereny Zamku Ognia. Moje oczy doznały szoku, w sumie to inaczej sobie wyobrażałem to miejsce ale i tak mi się podobało. Nie wiedziałem gdzie dokładnie mam się udać i od czego zacząć ale teraz o tym nie myślałem. W głowie mam tylko widok domu mojego rodu. Chciałem zobaczyć gdzie jest posiadłość Takahiro. Popytałem ludzi każdy był zdziwiony że o to pytam ale mnie pokierowali. Gdy dotarłem w wyznaczone miejsce wkurzyłem się tym co zobaczyłem. Nie było tu już posiadłości tylko jakieś ruiny. - Co to ma być.. - Pomyślałem po czym wszedłem na ruiny. Rozglądałem się po nich dobrą godzinę ale nie znalazłem nic ciekawego. Za to ktoś mnie znalazł.
- Co tu robisz?. - Odezwał się samuraj.
- Chciałem się rozejrzeć.
- Nie umiesz czytać?. Zakaz wstępu. - Oznajmił.
- Umiem. - Powiedziałem.
- Nie ważne pójdziesz ze mną. - Powiedział po czym złapał mnie za ramię.
- Na pewno nie. - Powiedziałem po czym szarpnąłem ręką aby się uwolnić po czym uderzyłem go dwoma kopniakami i z pięści w twarz. On ma zbroje na sobie więc aż tak go nie zabolało.
- Ty gnojku!. - Wkurzył się i wyjął miecz po czym ruszył na mnie. ja również wyciągnąłem miecz i zaczęła się walka na miecze. On walczył bardzo dobrze ale ja okazałem się lepszy i udało mi sie go rozbroić po czym uderzyłem go rękojeścią mojego miecza. Uderzenie było na tyle mocne aby stracił przytomność. Szybko uciekłem z tych ruin aby nikt mnie z nim nie zobaczył. wiedziałem, że jak się obudzi to będą mnie szukać więc muszę szybko znaleźć Shimę i stąd spadać. Zacząłem się rozglądać po Zamku po czym podszedłem bliżej ogromnej budowli. Stwierdziłem, że nie wejdę tam nie zauważony choć nagle coś przykuło moją uwagę. To otwarte małe okno do piwnicy. Szybko tam podszedłem. - Ledwo się zmieszczę. - Zauważyłem po czym wślizgnąłem się do środka. Tam gdzie wszedłem było ciemno, na szczęście małe światło wpadające przez małe okno dała mi jakieś pole widzenia. Wymacałem klamkę po czym otworzyłem drzwi. wyszedłem na korytarz po czym ruszyłem przed siebie. Szukałem i szukałem ale nie wiedziałem gdzie mam szukać nagle zauważyłem innym samurai, którzy szli w moją stronę więc wskoczyłem w pierwsze drzwi po czym wszedłem na schody. Zamknąłem drzwi i zacząłem schodzić na dół. Szedłem kilka minut po czym znalazłem się w lochach. To było wejście dla samurai, więźniów wprowadza się inną drogą. Dobrze, że znalazłem tą, tu będą klucze. Szedłem dalej po czym wszedłem do jakiegoś gabinetu, miałem fart nikogo tu nie zastałem. Rozejrzałem się po czym zauważyłem pęk kluczy podszedłem do nich i zabrałem je następnie ruszyłem dalej. Szedłem i szedłem aż doszedłem do cel. Na szczęście przed wejściem do pomieszczenia z celami stało biurko a na nim księga. Zacząłem szukać mojego ojca w tym zeszycie i udało mi się znaleźć. - Seria "A", cela 31. - Przeczytałem po czym ruszyłem. Stanąłem przed celą i zacząłem szukać klucza jednak okazało się, że to żaden z nich. - Zawsze mam pod górkę. - Zauważyłem po czym wyjąłem miecz z kabury. - Tenro* Kaken. - Wypowiedziałem w głowie te słowa po czym ogień oplótł mój miecz i stał się ognistym mieczem. Wbiłem go po czym otworzyłem drzwi jak sardynki. Zajrzałem do środka ale to co zobaczyłem było dla mnie okropne.
*Tenro, nazwa mojego miecza.
- O-Ojcze... - Wydusiłem po czym podszedłem do ciała Shimy. Przez chwile płakałem i przytulałem go ale zaraz po tym pozbierałem się i zauważyłem list. Charakter pisma zgadza się z charakterem pisma więc napisał to sam Shima. - Ten kto przeczyta ten list niech wie, że miałem dość siedzenia tu i popełniłem samobójstwo, i tak nigdy by mnie nie wypuścili za to co zrobiłem więc to się musiało skończyć w ten sposób..." - Przeczytałem list ze łzami w oczach. - Co Ty takiego zrobiłeś?!. - Zapytałem. - Przecież nie byłeś złym człowiekiem.. - Dodałem do siebie po czym schowałem list. Podniosłem ciało Shimy po czym zabrałem go. Udało mi się wyjść z Zamku i od razu poszedłem do ruin Takahiro. Tam chciałem pochować Shimę. Wiedziałem, że to niebezpieczne ale nie obchodziło mnie to. Kilka minut później byłem na miejscu. Nikogo nie było. Nie miałem zamiaru kopać wiec użyłem mocy aby stworzyć dół. Udało się, nie chciałem tego robić ale przeszukałem ojca miał ze sobą nożyk, schowany bardzo rzetelnie aby nikt go nie znalazł ale ja za bardzo go znałem aby to przeoczyć. Wziąłem ten nożyk po czym położyłem Shimę w dół po czym zacząłem sypać piach. Gdy już całego go zasypałem przesunąłem głaz zasłaniając prowizoryczny grób. Gdy już wszystko zrobiłem jak najszybciej chciałem wrócić do mojej osady. Jednak robiło się już ciemno więc postanowiłem się z tym wszystkim przespać. Udałem się po konia po czym poszedłem do Hotelu. Zameldowałem się i wszedłem z torbami do góry. Tak jak zawsze mój koni spał w boksie. Wszedłem do pokoju po czym rzuciłem rzeczy i walnąłem się na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Godzina trzecia nad ranem. Obudziłem się nawet nie wiem czemu. Wstałem przetarłem oczy i udałem się do łazienki. Po chwili wyszedłem z niej i udałem się na balkon. Wynająłem pokój na piątym piętrze więc miałem całkiem dobry widok na dzielnice Zamku. Rozglądałem się uważnie w poszukiwaniu czegoś ciekawego lecz nic nie zauważyłem. Chwile tak jeszcze stałem po czym wszedłem do środka zamykając drzwi na balkon. Podszedłem do barku i nalałem sobie do szklanki trochę Whisky. Wypiłem ciecz duszkiem i odłożyłem szklankę na miejsce. - Mocne. - Pomyślałem po czym usiadłem na łóżku bawiąc się nożykiem Shimy. Chwile się nim bawiłem po czym włożyłem go do plecaka obok łóżka i położyłem się. Chwile później zasnąłem.

Rozdział 2 "Namiętna Znajomość."

- Co tak piękna kobieta robi sama o tej porze w takim miejscu?. - Spytałem podnosząc brew do góry na znak zdziwienia.
- Hmm, zwiedzam. - Odpowiedziała krótko po chwili namysłu.
- A dokąd zmierzasz Pani Haruno?.
- Idę w stronę dalszej Wioski. - Oznajmiła miło.
- Ja również idę w tamtym kierunku, wybiera się pani może w tym momencie czy też z samego rana?. - Spytałem zaciekawiony jej odpowiedzią.
- Podróż w tym momencie była by nie rozsądnym pomysłem nie uważasz Panie Takahiro. - Powiedziała patrząc cały czas na mnie. Jej oczy...nie mogłem oderwać wzroku.
- Ma Pani rację, więc zatrzymała się Pani gdzieś tu?.
- Owszem.
- A czy mógłbym towarzyszyć Pani w jutrzejszej wyprawie do tamtej wioski?. - Spytałem zaciekawiony.
- Myślę, że nie da Pan rady wstać tak wcześnie a do tego mój koni jest bardzo szybki. - Wyjaśniła.
- Dlaczego uważa Pani, że nie wstanę?.
- Wygląda mi Pan na śpiocha. - Zaśmiała się lekko zasłaniając buzię.
- Może i ma Pani rację ale chciałbym wyruszyć z Panią, o której się spotkamy?. - Spytałem.
- Czwarta w tym samym miejscu. - Oznajmiła odwracając się i zakładając kaptur. - Mam nadzieje, że będzie Pan punktualnie. - Dodała i ruszyła.
- Będę na pewno. - Rzuciłem po czym udałem się do Hotelu i pognałem do pokoju. Gdy przekręciłem kluczyk w zamku otworzyłem drzwi po czym przekroczyłem próg wchodząc do pomieszczenia. Rozejrzałem się. - Ładny wystrój. - Pomyślałem i zamknąłem drzwi. Ruszyłem do przodu i rozgościłem się na dużej białej sofie. - Za pięć godzin muszę wstać. - Zauważyłem więc przebrałem się i od razu poszedłem spać.

Następny dzień.
Godzina trzecia dwadzieścia.

Moje oczy nagle się otworzyły co sprawiło, że się obudziłem. Spojrzałem na ogromny zegar powieszony na ścianie. - Mam mało czasu. - Przeszło mi przez myśl więc podniosłem się i ruszyłem żwawym krokiem do łazienki. Chwile odświeżenia po czym udałem się do salonu w której jest również kuchnia. Upichciłem szybkie śniadanie po czym usiadłem do stołu. Po piętnastu minutach mój talerz wiał pustką więc go umyłem. Spakowałem się szybko i spojrzałem ponownie na zegar. wybiła właśnie trzecia pięćdziesiąt więc wziąłem rzeczy i pognałem na dół odmeldować się i zapłacić. Podszedłem do sporego blatu.
- Oto klucze ile się należy?.
- 65 Ryo. - Odezwał się gburowaty mężczyzna. Zapłaciłem i ruszyłem do mojego konia. Wyprowadziłem go z boksu po czym go osiodłałem. Zawiesiłem rzeczy na nim po czym dosiadłem go i udałem się w wyznaczone miejsce. Gdy się zatrzymałem w miejscu, w którym powinna już być Panienka Sakura zastałem tylko list. - "Jeśli chcesz mi towarzyszyć lepiej się pośpiesz. Ja już ruszyłam a im dłużej czytasz ten list to ja bardziej się oddalam." - Zgniotłem list i wsunąłem do kieszeni po czym natychmiast wsiadłem na Jinpachi'ego i ruszyłem jak z procy. Po kilku minutach byłem już na głównej drodze ale nigdzie nie widziałem Panny Haruno. Kilkanaście minut później po ciągłym biegu przyspieszonym cwałem mój koni opadał z sił. Postanowiłem, że połączę się z nim na chwilę aby jeszcze bardziej przyspieszyć. - Domena Ognia: Połączenie Ere. - Powiedziałem w myśli po czym ogień "przytulił moje ciało". Okrył mnie całego ale nie bolało mnie to, mój koni tak samo był okryty płomieniami i go również nic nie bolało. Gdy połączenie dobiegło końca od razu Jinpachi odzyskał siły i ruszył jeszcze szybciej niż wcześniej. Z oddali zauważyłem jak ktoś żwawo jedzie na koni. Poznałem po płaszczu to była Panienka Sakura. Przyspieszyłem jeszcze bardziej a gdy byłem już bardzo blisko zdezaktywowałem połączenie więc ogień znikł z naszych ciał.
- Dzień dobry. - Odezwałem się i widziałem, że jest zdumiona tym że ją tak szybko dogoniłem.
- No, no widzę że nie tylko mój koni jest świetnym biegaczem. - Zauważyła. - Myślałam, że dłużej zajmie Panu dogonienie mnie.
- Udało mi się. - Oznajmiłem. - Dlaczego Pani nie poczekała?.
- Stwierdziłam, że tak będzie zabawniej.
- Ciekawa myśl. - Zastanowiłem sie chwilę. - A właściwie po co Pani zmierza do tej Wioski?. - Spytałem z ciekawości.
- Szczerze, to nie Pana interes, ale że polubiłam Pana mogę powiedzieć. - Wyjaśniła. - Muszę kupić bardzo rzadkie zioła, które występują tylko w tym miejscu.
- Rozumiem, jest Pani lekarzem?. - Spytałem ze zdziwieniem.
- Nie do końca. - Powiedziała, zmarszczyłem brwi.
- A można wiedzieć w takim razie czym Pani się zajmuje?.
*Wybuch* *Wybuch* *Wybuch* *Wybuch*
- Niech Pani uważa!. - Krzyknąłem po czym skoczyłem na jej konia i wziąłem ją na ręce po czym skoczyłem do tyłu. Nasze konie od razu skręciły na boki lecz upadły na grzbiety. Po wyskoku zatrzymałem się na dwóch nogach trzymając Pannę na rękach.
- Możesz mnie odstawić. - Powiedziała stanowczo więc się posłuchałem i ją odstawiłem.
- Co tu się stało?. - Zapytałem retorycznie po czym z dymu zaczął się wyłaniać cień jakiejś postaci po czym i sama postać się wynurzała.
- A to kto?.
- Nie mam pojęcia. - Oznajmiła ale wyczułem w jej głosie kłamstwo. Nie wiem czemu skłamała ale pewnie zaraz się dowiem.
- Nareszcie Cię znalazłem.. - Odezwała się postać, która wyszła z dymu.
- To jednak go znasz. - Powiedziałem po czym dostrzegłem twarz napastnika. Miał rude włosy i był ubrany w ciemno granatowy płaszcz i długie czarne sandały.
- Tak znam.. - Powiedziała niechętnie.
- Dostałem rozkaz, wybacz. - Odezwał sie rudo włosy.
- Kim jesteś?!.
- Mówią na mnie Jugo demon zniszczenia. - Przedstawił się.
- Na imię mi Shinji Takahiro i nie pozwolę na to co chcesz zrobić Pani Sakurze.
- Nie masz tu nic do gadania. - Odezwał się złośliwie po czym wolnym krokiem ruszył w stronę Panienki. Od razu stanąłem w jej obronie i ruszyłem na niego łapiąc za rękojeść mojego miecza po czym przygotowywałem się do uderzenia dolnego swoim mieczem.

- Przeszkadzasz mi.. - Zirytował się rudy ale ja już byłem na przeciwko niego i chciałem go uderzyć jednak złapał mój miecz tak po prostu ręką.
- Jak?. - Zdziwiłem się gdy zauważyłem że nawet krew mu nie leci. - Przecież to nie możliwe. - Powiedziałem sobie w głowie po czym rudowłosy przyciągnął mnie do siebie po czym uderzył drugą ręką w brzuch, bardzo silne było to uderzenie. Następnie uderzył mnie z kopa, odleciałem od niego a on rzucił moim mieczem na bok i ruszył dalej na Panienkę.
- Niech go szlak.. - Powiedziałem do siebie. - Nie mogę użyć mocy bo ona to zobaczy, ale chyba nie mam wyboru. - Pomyślałem po czym się pozbierałem z ziemi do pozycji stojącej następnie złożyłem ręce razem jak do modlitwy. - Domena Ognia: Niszczycielska Kula Ognia. - Wypowiedziałem te słowa w myślach po czym wystrzeliłem podmuch ognia z moich ust, który zamienił się w kulę. Napastnik się nie spodziewał takiego obrotu sprawy i przyjął na siebie atak, jednakże wydostał się z kuli i skoczył na bok. Dostał ale nic mu to w sumie nie zrobiło.
- A więc trafiłem na Ere Ognia, co?. - Podniósł jedną brew. - Dobrze więc, nie chciałem mieć człowieka na sumieniu ale jak jesteś Ere to zmienia postać rzeczy. - Dodał po czym błyskawicznie ruszył na mnie i zaczął mnie okładać jednakże ja się broniłem ale też i atakowałem. Byłem wyszkolony w walce wręcz więc dawałem sobie radę póki co.
- Silny z ciebie Ere. - Zauważył. - Domena Mroku: Fala Uderzeń. - Dodał po czym niewidoczne pięści uderzały mnie wielokrotnie a ostatni cios odrzucił mnie od niego.
- Domena Ognia: Pocisk!. - Powiedziałem po czym strzała Ognia wbiła się w Jugo.
- To zabolało. - Oznajmił po czym jakaś niewidzialna siła zniszczyła moją strzałę. - Domena Ziemi: Cmentarz. - Powiedział po czym wokół mnie powstały duże bloki skał. - Trumna. - Rzucił po czym się zamknęło wszystko. Nie wiedziałem co się dzieje za tymi blokami ale słyszałem odgłosy walki nagle bloki zaczęły pękać aż w końcu zostałem uwolniony. Szybko wyszedłem i zauważyłem jak Panienka Sakura walczy z Jugo.
- Domena Ziemi. - Włócznia Boga Ziemi!. - Krzyknęła po czym zaczęła atakować dalej z włócznią w ręku. - A więc ona też jest Ere.. - Zauważyłem po czym zastanawiałem się jakiego ataku użyć.
- Domena Mroku: Zniszczenie. - Powiedział Jugo po czym nagle ziemia zaczęła się rozwalać, powstawały tornada a błyskawice uderzały co jakiś czas w ziemie.
- Domena Ognia: Łańcuchy. - Powiedziałem po czym związałem Jugo tym samym niszcząc jego atak. Panienka Sakura w tym czasie wyskoczyła wysoko w górę po czym leciała prosto na rudego.
- Domena Mroku: Shinigami!. - Krzyknął po czym rozwalił moje łańcuchy i zaczął się zmieniać. Czułem że to coś więcej niż Ere. Jego transformacja nie trwała długo więc zdążył zatrzymać atak Panienki. To znaczy ona trafiła w niego lecz on stał i nic mu to nie zrobiło. Ona się lekko zdziwiła po czym oberwała mocnym uderzeniem z łokcia.
- Zpaskudniałeś. - Zauważyłem lecz ten potwór nie miał zamiaru się odgryźć tylko od razu ruszył do ataku. Gdy był blisko chciał mnie trafić lecz nagle znowu czas zwolnił dla innych. Obszedłem Jugo i stanąłem za nim po czym zrobiłem obrót i kopnąłem go prosto w plecy. Odleciał, czas wrócił do normalności.
- Twarde ciało.. - Zauważyłem odczuwając ból w stopie.
- Czyżby to było to o czym myślę.. - Myśli Jugo. Pozbierał się po moim ataku natomiast ja od razu udałem się do Panienki.
- Pani Sakuro, wszystko dobrze?.
- Tak i mów mi normalnie Sakura. - Oznajmiła stanowczo po czym wstała. - Mamy potem do pogadania. - Syknęła.
- Bardzo ciekawą osobę poznałaś Sakuro. - Odezwał sie Rudy. - Jeszcze się spotkamy, to była tylko wiadomość od Sasuke. - Dodał po czym wyskoczył bardzo wysoko w górę i znikł. Po wszystkim podbiegłem do swojego konia i pomogłem mu wstać. Sakura zrobiła to samo.
- Co to było?. - Spytałem ostro.
- To był Jugo pionek mojego dawnego "kolegi". - Odezwała się.
- Silny był. - Przyznałem. - Ale czego on chciał?.
- Chce aby spotkała się z Sasuke...No wiesz.. - Powiedziała niepewnie.
- Chyba rozumiem..Ale czemu ten cały Sasuke sam do Ciebie nie przyjdzie?.
- Ponieważ nie może. Dostał zakaz zbliżania się do mnie no chyba że ja sama przyjdę to wtedy może być blisko mnie a tak to nie bo umrze. - Wyjaśniła.
- Porozmawiamy na spokojnie w Wiosce teraz ruszajmy. - Oznajmiłem stanowczo po czym wskoczyłem na Jinpachi'ego tak samo Sakura swojego konia. - To dobry pomysł. - Przyznała szybko po czym już byliśmy w drodze. Przez cały czas aż do Wioski nie gadaliśmy ze sobą, atmosfera była napięta.

W tym samym czasie, gdzieś u podnóża gór.

- Sakura zaprzyjaźniła się z bardzo ciekawym osobnikiem nie mówiłeś, że ma w sobie Domenę Czasu. - Odezwał się Jugo.
- Wiem, albo to Domena Czasu albo bliźniaczy demon dwóch Zakonów. - Wyjaśnił Sasuke siedząc na ogromnym fotelu. - Zostaw mnie samego.
- Dobrze.

Kilka godzin później.

Wraz z Sakurą dotarliśmy do Wioski. Zeszliśmy z koni i prowadziliśmy je. Zatrzymaliśmy się obok baru gdzie przywiązaliśmy konie obok wodopoju po czym wkroczyliśmy do baru. Tam zajęliśmy miejsce po czym kelner do nas podszedł. Ja zamówiłem dwa kieliszki sake a ona szklankę wody. Po chwili otrzymaliśmy zamówienia. Dalej siedzieliśmy w ciszy tylko się sobie przyglądając. W końcu nie wytrzymałem. - Wytłumacz mi to.. - Odezwałem się.
- No cóż, dawno temu ja i Sasuke...No coś nas łączyło ale wydarzyło się coś i on się zmienił więc się rozstaliśmy ale on nie rozumie, że zrobił mi krzywdę i nie chce już go znać. Ciągle przysyła kogoś żeby mnie namówić do spotkania. - Wyjaśniła.
- Namówić? Atakując Cię?. - Zmarszczyłem brwi.
- Sasuke uważa, że siłą można zdziałać wszystko więc każe im mnie atakować ale nie zabijać.. - Powiedziała skruszona. Przysunąłem się do niej po czym objąłem ją.
- Dopiero się poznaliśmy. - Oznajmiła i wiedziałem, że mam zabrać rękę.
- Skąd pochodzisz?.
- Mieszkam w Zamku Ziemi, a pochodzę z małej nie istotnej wioski. - Wytłumaczyła zwięźle.
- Jesteś Ere i używasz domeny Ziemi to było jasne w sumie a co tam robisz?.
- Ehem..Jestem Strażniczką. - Powiedziała niepewnie. Od razu się odsunąłem dla bezpieczeństwa.
- Zaskoczyłaś mnie.. To dlaczego nie załatwiłaś tego Jugo, przecież strażnik jest mega silny czyż nie?. - Zauważyłem.
- Nie wiem czy zauważyłeś ale Juko jest Ere i Shinigami'm[Demon.] w jednym. - Powiedziała.
- Widziałem i?
- Połączenie Ere z Shinigami'm jest bardzo potężne i nie jest go łatwo pokonać nawet dla strażnika, po za tym Jugo to wysłannik Uchihy. - Wyjaśniła.
- Uchihy?!. - Zmarszczyłem brwi. - Czyli Sasuke należy do Uchiha?. - Spytałem.
- Dokładnie.
- To mam z nim coś wspólnego.
- Dlaczego?. - Podniosła brew i zacisnęła wargi.
- Ponieważ Takahiro jest odnogą Uchiha. - Wyjaśniłem.
- Ale to nie to samo więc nie masz czym się martwić. - Uspokoiła mnie.
- Długo nie oddalałem się z mojej osady to dużo nie wiem ale mam nadzieje, że mi opowiesz?. - Zapytałem.
- Nie sądzę, wezmę to co mam stąd zabrać i wracam do Zamku.
- Szkoda.. - Oznajmiłem.
- A tak w ogóle to gdzie zmierzasz?. - Zapytała mnie Haruno.
- Idę do Zamku Ognia.
- No tak używasz przecież Domeny Ognia. - Przypomniała.
- No tak ale nie w tym celu tam idę co myślisz. Zamek Ognia przetrzymuje mojego można powiedzieć Ojca i idę go uratować.
- Rozumiem, mam nadzieje że Ci się uda. - Powiedziała wstając.
- Idziesz?. - Zdziwiłem się.
- Tak. - Odpowiedziała podchodząc do mnie po czym nachyliła się do mojego ucha. - Mam nadzieje, że się jeszcze spotkamy. - Wyszeptała po czym musnęła mój policzek swoimi ustami. Zalicza się to do cmoka. podniosła się po czym wyszła z budynku zakładając kaptur następnie odwiązała konia i ruszyła wcześniej klepiąc mojego. Zniknęła z pola widzenia więc szybkim ruchem ręki wypiłem drugi kieliszek po czym zapłaciłem za wszystko i udałem się do konia. Odwiązałem go po czym prowadziłem go przez uliczki wioski. Szukałem jakiegoś Hotelu ale nigdzie nic nie było. Błąkałem się po wiosce aż w końcu dostrzegłem Sakurę, która chyba już miała to czego chciała bo wracała już w stronę Zamku Ziemi. Dzięki nie zauważyłem Hotel, do którego od razu ruszyłem. najpierw wprowadziłem Jinpachi'ego do boksu po czym ściągnąłem z niego rzeczy i siodło a następnie z torbami udałem się do środka aby się zameldować. Gdy to zrobiłem udałem się do apartamentu.

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 1 "Płonący Początek."

Następny dzień.
Obudził mnie hałas dobiegający z zewnątrz. Wstałem do pozycji siedzącej - Przecież to szósta rano dajcie pospać. - Powiedziałem sobie w głowie po czym moje nogi zetknęły się z zimną drewnianą powierzchnią jednak to mi nie przeszkadzało a nawet było lepiej ponieważ odczuwałem straszna duchotę i upał. Wstałem z łóżka i powolnym krokiem ruszyłem pod prysznic. Gdy się odświeżyłem podszedłem do starodawnej szafy z dwoma dużymi drzwiczkami po czym złapałem za klamkę i lekkim szarpnięciem otworzyłem ów mebel. Zajrzałem do środka a następnie wziąłem dla siebie ubrania. Uwinąłem się szybko i już byłem w kuchni i przygotowywałem śniadanie. Po skończeniu przygotowywania posiłku usiadłem przy małym stoliku zaraz przy oknie. Zacząłem jeść. Odwróciłem głowę do okna aby ujrzeć piękny krajobraz zobaczyłem spora ilość dymu, kilka kilometrów za osada. - Nie pokoi mnie to - Przemknęło mi przez myśl po czym usłyszałem pukanie do drzwi.
- Otwarte! -  Krzyknąłem wiec gość wszedł. Okazało się, że był to brat Shimy mianowicie Shin.
- Shinji musisz natychmiast iść ze mną. - Odezwał się cały zasapany. W jego głosie wyczułem niepokój wiec od razu wstałem nie kończąc dobrze posiłku wziąłem tylko miecz i wyszedłem na podwórko gdzie był mój koń.
- Gdzie idziemy?. - Spytałem.
- W stronę tego dymu, szybko!
- Wio. - Rzuciłem po czym ruszyliśmy. Gdy byliśmy na prostej drodze dałem sygnał koniowi aby zaczął biec cwałem. W kilka minut byliśmy już na miejscu. Zeszliśmy z konia po czym zauważyłem, że coś tu jest nie tak. Mała osada, która się tu znajdowała stała w płomieniach ale nigdzie nie widziałem sprawców.
- Tam zostało parę osadników, uratuj ich. - Odezwał się Shin po chwilowej ciszy. Rozejrzałem się uważnie po czym ruszyłem do osady biegiem. Wleciałem w płomienie ale gdy tylko mnie dotykał wchłaniałem je. Po kilkunastu minutach  wchłonąłem cały pożar jednak to sprawiło ze moje ciało było bardzo nagrzane i czułem się tak jak bym miał 50 stopni Celsjusza. Zacząłem słabnąć aż w końcu zemdlałem. Wujek chciał mnie podnieść i zabrać do domu jednakże temperatura mojego ciała nie pozwalała się dotknąć. Jednakże Shin znalazł sposób aby mnie zabrać do domu.
Kilkanaście godzin później ocknąłem się już w swoim łóżku otoczony przez stertę zimnych, mokrych ręczników.
- Co się stało? - Zapytałem gdy dostrzegłem stojącego w oknie Shin'a.
- Dostałem list od Shimy.. - Po chwilowej ciszy odezwał się skruszony.
- I?
- Nie wygląda to zbyt ciekawie.. Dowiedzieli się że gdzie w tych okolicach jest wolno chodzący Ere* Ognia.
Ere* tak się mówi na Żywiołaki.
- Coś się stało z Ojcem?? - Zapytałem niespokojny.
- Zamknęli go w lochach i próbują wyciągnąć z niego jakiej Domeny używasz. - Powiedział.
- Który z Zamków wykazał taki akt przemocy?
- Zamek Ognia oczywiście.. - Odpowiedział..
- Co Shima-san robił obok Zamku Ognia? Przecież miał być w okolicy Zamku Wiatru. - Zmarszczyłem brwi coś tu się nie zgadzało.
- I tam był ale Zamek Ognia wysłał Uchihe Obito aby złapał mojego brata i przyprowadził do Zamku. - Wyjaśnił.
- Rozumiem, ale jak udało się Shimie wysłać list? - Zdziwiłem się.
- On jest pół Ere.
- Jak on może być pół Ere? - Co on do mnie mówi nie ma pojęcia co to znaczy..
- Pół Ere to taki Żywiołak, który nie może używać domeny Ognia, Wiatru, Ziemi, Elektryczności i Wody. - Wyjaśnił.
- To co może używać?
- To jest oczywiste.. Pół Żywiołów takich jak telekineza, która posługuje się właśnie Shima. - Wyjaśnił Shin.
- Rozumiem i dzięki tej mocy napisał list i wysłał. - Zauważyłem. - Całkiem przydatna moc ale jak sprawuje się to w walce? - Spytałem zaciekawiony.
- Hmmm.. No to już gorzej bo jego moc działa tylko na przedmioty martwe na człowieku to nie zadziała. - Wyjaśnił.
- To kiepsko..
- Shinji musisz go uratować! - Powiedział podając na kolana. - Błagam..
- Wstań, pewnie że go uratuje. - Powiedziałem następnie wstałem i udałem się pakować rzeczy które będą mi potrzebne, pomógł mi w tym Wujek. Chwilę mi zajęło zamontowanie to na konia jednak zauważyłem ze jest tego za dużo i nie wezmę tego na raz.
- Spokojnie coś na to poradzę. - Powiedział po czym obsypał moje rzeczy magicznym piaskiem a walizki się zmniejszyły.
- Podoba mi się to. - Oznajmiłem po czym Shin wręczył mi ten piasek.
- Używaj go rozważnie. - Rzekł.
- A jak je powiększyć do normalnych rozmiarów?
- Weź szczyptę piasku i nad rzeczami pstryknij palcami. - Wyjaśnił.
- Dobrze a więc ruszam. - Powiedziałem po czym dałem sygnał i mój koni ruszył. Za nim wydostałem się z Osady i otaczającego nas lasu biegiem galopem. Dotarcie do głównej drogi zajęło mi dwie godziny. Na tej drodze można było się porządnie rozpędzić wiec przeszedłem do cwału.
Kilkanaście godzin później zaczęło się ściemniać więź zbiegiem z drogi aby wjechać do małej pobliskiej Wioski gdzie planowałem się zatrzymać. Gdy już byłem na uliczkach wioski zszedłem z konia i prowadziłem go. Po chwili dotarłem do Hotelu i zameldowałem się w nim.

Następny dzień.
Godzina ósma rano.

Nie miałem zamiaru jeszcze wstawać ale było tak jasno i ciepło w tym pomieszczeniu a jakby tego było mało promienie słoneczne padały prosto na moją twarz. Przetarłem oczy po czym usiadłem a moje stopy dotykały podłogi. - Muszę się pospieszyć i dotrzeć do Zamku Ognia. - Pomyślałem ale tak mi się dalej spać chciało. Po chwili zebrałem swoje cztery litery i ruszyłem do łazienki, szybki prysznic i już byłem koło torby po czym się ubrałem. Spakowałem resztę rzeczy, które były mi wcześniej potrzebne dlatego je wyjąłem. Gdy byłem już spakowany wziąłem rzeczy i wyszedłem z pokoju. Zakluczyłem drzwi i zszedłem do stromych schodach na dół podchodząc do recepcji.
- O to klucz, dziękuje ile się należy?. - Odezwałem się do recepcjonistki, która stała na przeciwko za ogromnym blatem z drewna.
- Dziękuje. - Powiedziała nie pewnie. - Na jeden nocleg wyszło 50 Ryo. - Dodała zawstydzona. Usłyszawszy ile muszę zapłacić dałem należność uroczej pani po czym już chciałem wyjść z Hotelu jednakże nagle koleś z bronią w ręku wszedł do budynku.
- Ręce do góry, to jest napad!!. - Wykrzyczał więc każdy się wystraszył i tak zrobił ale nie ja. Postanowiłem iść dalej więc ruszyłem prosto na kolesia stojącego obok wyjścia.
- Nie zbliżaj się!. - Krzyknął.
- Ja chce po prostu stąd wyjść, chyba mogę prawda?.
- Nie!. Nikt stąd nie wyjdzie dopóki ja nie powiem że może. - Wyjaśnił.
- A co jeśli się nie posłucham?. - Spytałem.
- Zabije Cię!. - Syknął.
- Czyżby?. - Podniosłem jedną brew do góry i ruszyłem ponownie. Napastnik wystrzelił pocisk, który zatrzymał się w suficie.
- Chciałeś mnie przestraszyć czy co to miało być?. - Zakpiłem z niego.
- Dlaczego się nie boisz?. - Zdziwił się.
- Bo nie mam czego. - Nagle on wycelował i strzelił we mnie. Wszystko odbywało się jak w zwolnionym tępię. Nie wiedziałem o co chodzi ale szybko złapałem rękojeść mojego miecza po czym zatrzymałem pocisk. Wszystko wróciło nagle do normy.
- Nie możliwe!. - Powiedział zdezorientowany napastnik.
- A teraz grzecznie wyjdziesz i nigdy tu nie wrócisz. - Oznajmiłem chowając powoli miecz do kabury.
- Zabije Cię!. - Powtórzył czynność wystrzeliwując we mnie następny pocisk. Znowu wszystko zwolniło a ja po prostu zszedłem z toru strzału i pocisk mnie ominął i trafił w ścianę a ja nagle pojawiłem się za tym kolesiem. Gdy jest stan spowolnienia ja poruszam się normalnie a inni widzą jakbym pędził.
- Jak chcesz mnie zabić jak nawet nie potrafisz we mnie trafić?. - Wyszeptałem stojąc za kolesiem z bronią. On się nie odezwał tylko próbował mnie uderzyć z pięści. Złapałem atak po czym sam uderzyłem wielokrotnie z lewej ręki w brzuch, żebra a na koniec w twarz. Napastnik padł na ziemie po czym zemdlał. Związałem mu ręce liną bardzo mocno tak aby się na pewno nie uwolnił.
- Możecie zawołać siły porządkowe. - Odezwałem się po czym wyszedłem z budynku i podszedłem do mojego konia. A własnie zapomniałem wam przedstawić mojego kompana. Mój koni nazywa się Jinpachi i jest cały czarny z białą grzywą. Zapakowałem torby na konia po czym sam na niego wskoczyłem.
- Stęp. - Powiedziałem do konia, który ruszył. Kilka minut później byłem już na drodze gdzie mogłem spokojnie biec galopem więc tak zrobiłem a po jakiś pięciu minutach wyjechałem na główną drogę więc biegłem cwałem. Po trzech godzinach jazdy zatrzymałem się na chwilę obok małej rzeczki aby koni się napoił a ja rozprostuje kolana. - Ale tu ładnie. - Przeleciało mi przez myśl.
- Gdzie zmierzasz?. - Usłyszałem przerażający, mroczny głos dobiegając z każdej strony.
- Pokaż się.
- Tu jestem. - Powiedział po czym zauważyłem postać siedzącą na gałęzi ogromnego drzewa. Miał owiniętą wokół głowy niebieską opaskę, dalej miał kremową szatę, szare spodnie i dziwne sandały.
- Kim Ty jesteś?. - Spytałem.
- Najpierw odpowiedz na moje pytanie. - Odezwał się. W jego głosie wyczułem chęć zemsty, mrok i wszechogarniającą ciemność. Jego głos był naprawdę przerażający.
- Do Zamku Ognia..
- Tak myślałem. - Burknął po czym zeskoczył z drzewa na ziemię. Był jakieś dziesięć metrów ode mnie. - Możesz mi powiedzieć w jakim celu jedziesz do piekła?. - Dodał.
- Czemu nazywasz to piekłem?. - Podniosłem brew do góry co miało mu pokazać moje zdziwienie.
- Mam swoje powody.. - Rzucił obojętnie. - Twój koni?. Czuje, że bardzo dobrze się dogadujecie.
- Rozumiem, dobrze wyczułeś. - Powiedziałem patrząc na mojego konia, który był za mną po czym odwróciłem się do nieznajomego lecz go już nie było. - Gdzie on jest?!. - Powiedziałem na głos zakłopotany. Rozejrzałem się ale nigdzie go nie było. Wzruszyłem ramionami po czym wskoczyłem na konia i ruszyłem w dalszą drogę. Musiałem jak najszybciej dotrzeć do Zamku i uwolnić Shimę. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, bo na pewno nie wlecę tam aby zaatakować, ponieważ Strażnik od razu położy kres moim planom. Muszę wymyślić plan ale tym będę się martwił jak już tam będę. Nagle jakiś cień, który przeleciał obok nas tak szybko, że nie dostrzegłem co to było wystraszył mojego konia, który nagle się zatrzymał i zaczął stać na dwóch tylnich nogach. Udało mi się utrzymać na Jinpachi'm jednakże on nie przestawał. Wyczułem, że coś było tak straszne że nie jest w stanie dalej jechać. Stanął w końcu na cztery nogi. Zeskoczyłem z niego i zacząłem go uspokajać i po kilku minutach udało mi się go uspokoić na tyle aby ruszył dalej.

Gdzieś w lesie.

- Głupiec.. - Oznajmił cień, który wystraszył mojego konia i się mi przyglądał. Biegłem dalej, aby dotrzeć do Zamku ognia musiałem jeszcze przejechać dwie Wioski i przejechać przez las. Dotarłem do pierwszej wioski i postanowiłem się w niej zatrzymać, ponieważ zaczęło się ściemniać. Zauważyłem, że to nie ciekawy ułamek mojej drogi więc wolałem spać w budynku niż pod gołym niebem. Spokojnym stępem mijałem budynki ustawione w szeregu. Gdy dotarłem w reszcie do Hotelu zszedłem z konia i wprowadziłem go do boksu. Wszedłem do budynku i się zameldowałem. Po drugiej stronie ulicy zauważyłem, że jest bar więc postanowiłem się tam wybrać aby coś zjeść. Chwilę później wszedłem do środka, stali bywalce spojrzeli na mnie spod byka ale nie odezwali się. Szedłem dalej mijając ich i doszedłem do ogromnego drewnianego blatu a za nim stał barman.
- W czym pomóc?. - Odezwał się.
- Poproszę kieliszek sake i grillowane mięso z ryżem. - Zamówiłem posiłek.
- Czas oczekiwania to dziesięć minut. - Powiedział.
- Do tego wodę proszę. - Dodałem jeszcze po czym rozejrzałem się za wolnym stolikiem. Gdy już spostrzegłem taki kroczyłem do niego powoli następnie zająłem miejsce. Odczekałem swoje po czym otrzymałem zamówiony zestaw. Zacząłem konsumować kolację. Po dziesięciu minutach talerz był pusty tak jak kieliszek.
- Poproszę jeszcze jeden kieliszek. - Odezwałem się więc barman podszedł i nalał mi z białej nie przeźroczystej butelki do mojego kieliszka alkoholowej cieczy. - Dziękuję. - Rzuciłem po czym szybkim ruchem ręki wypiłem go i poprosiłem o rachunek. Musiałem zapłacić 25 Ryo. Po zapłaceniu wyszedłem z lokalu ale wpadłem na grupkę nieznajomych.
- Uważaj jak chodzisz. - Odezwał sie grubas.
- Przepraszam ale zająłeś całe miejsce w drzwiach. - Powiedziałem. - Dasz radę wejść, nie za małe?.
- Szukasz problemu?. - Odezwał się mniejszy stojący obok dużego.
- Nie, ale jak się zajmuje całe miejsce swoim tłustym cielskiem to tak jest. - Powiedziałem uszczypliwie po czym zauważyłem że grubas się wkurzył.
- Ty gnoju!. - Podniósł głos po czym chciał się na mnie rzucić lecz ja byłem szybszy i uderzyłem wielokrotnie w żebra i brzuch a na koniec lekko podskoczyłem i kopnąłem grubasa w twarz. Reszta nie wiedziała co się dzieje ale w końcu postanowili pomóc jednak ja złapałem za rękojeść.
- Nie radzę. - Oznajmiłem ukazując, że trzymam broń w gotowości.
- Spokojnie, już sobie idziemy. - Powiedzieli po czym podnieśli grubasa i uciekli z podkulonym ogonem. - Eh wszędzie jacyś idioci. - Pierwsza myśl jaka mnie dopadła po tym incydencie.
- Jest Pan bardzo silny. - Zauważyła kobieta przechodząc obok. Miała płaszcz i kaptur więc nie widziałem twarzy ale po jej smukłej sylwetce można było się spodziewać, że jest bardzo ładna.
- Dziękuje za komplement. Z kim mam przyjemność? - Odezwałem się więc kobieta złapała kaptur obiema rękami i powoli go zsunęła z głowy. Ujrzałem dość długie różowe włosy, spięte w kuc ale na bokach policzków był grubszy kosmyk włosów co dodawało jej urody. Do tego zauważyłem głębokie spojrzenie jej zielonych oczów.
- Ależ proszę. - Powiedziała. - Nazywam się Haruno Sakura. - Przedstawiła się po czym czekała aż ja zrobię to samo.
- Miło mi poznać Pani Sakuro, ja nazywam się Takahiro Shinji. - Powiedziałem podchodząc do uroczej damy. Przechwyciłem jej dłoń i pocałowałem.
- Mi również Panie Shinji.

środa, 26 sierpnia 2015

Prolog

Cześć.
Na początek się przedstawię, nazywam się Shinji Takahiro, pochodzę z potężnego rodu Takahiro, który jest daleką odnogą rodu Uchiha. Mój ród nie jest aż tak znany jak Uchihowie jednakże kilka innych rodów się nas obawiają. Mam dwadzieścia lat, czarne długie włosy i czarne oczy. Mieszkam w małej osadzie od kilku lat, nie należę do żadnego Zamku choć kiedyś mój ród należał do Zamku Ognia, aktualnie jestem ostatnią żyjącą osobą z rodu Takahiro. Zastanawiacie się co takie się stało, że tak jest? Zaraz się wszystkiego dowiecie. W tym świecie są ludzie normalni i ludzie nadzwyczajni czyli Żywiołaki. Nie każdy może być Żywiołakiem ponieważ aby nim być trzeba się urodzić z Chikarą mocą Żywiołów dzięki której jesteśmy w stanie używać swoich domen. Oczywiście ja również jestem Żywiołakiem jednak każdy Żywiołak ma predyspozycje do władania tylko jedną Domeną ale gdy Żywiołak jest bardzo silny może kontrolować dwa. Zdarzają się nawet wyjątki i potrafią kontrolować trzy domeny ale to naprawdę rzadkość. Ja aktualnie odkryłem w sobie domenę Ognia i ciężko trenowałem aby szlifować swoją moc i opłaciło się, stałem się dość silnym Żywiołakiem.

Piętnaście lat wcześniej.

- Mamo, mamo zobacz!. - Krzyknąłem podbiegając do mojej matki z kulą ognia w ręce. Gdy matka spostrzegła co się dzieje szybko uderzyła mnie w dłoń aby ogień znikł.
- To bolało...dlaczego to zrobiłaś?. - Spytałem.
- Zakazałam Ci używać tego czegoś, jeszcze ktoś to zobaczy i Cię zabiorą. - Wyjaśniła.
*Eksplozja*Eksplozja*Eksplozja*
- Uciekaj do domu synku!. Krzyknęła mama po czym skoczył ktoś i przebił moją mamę mieczem.
- Mamo!!!!!!!!! - Coś się we mnie zagotowało, moja skóra zaczęła się topić po czym okryła mnie lekko ciemniejsza, oczy zmieniły się na całe czarne a włosy zmieniły kolor na biały. Gdy transformacja dobiegła końca na rękach pojawił się ogień po czym ruszyłem do ataku. Zabijałem wszystkich jak leci, nie obchodziło mnie już nic. Byłem jak w transie zabijania. Gdy użyłem mojej domeny Ognia na wysokim poziomie zabiłem i zniszczyłem wszystko co stało mi na drodze. Ciosu jakiego wtedy użyłem nasi nazwę Domena Ognia: Pożar.

Teraźniejszość.

- Został mi tylko ten miecz....Miecz, którego używała moja mama. - Powiedziałem do siebie siedząc po turecku w małym pokoju.
- Shinji. - Zawołał mnie Shiba* więc wstałem po czym schowałem miecz do kabury a następnie wyszedłem z pomieszczenia i udałem się do miejsca pobytu mojego wybawiciela.
Shiba* to osoba, która przygarnęła mnie do siebie podczas gdy ja nie miałem gdzie się podziać jako pięcio latek. Można powiedzieć, że to on mnie wychował na tego kim teraz jestem i zawdzięczam mu wszystko. Traktuje go jak ojca a on mnie jak syna.
- Słucham, Shiba-san?. - Odezwałem się klękając na jednym klanie.
- Wstań. - Odezwał się. - Dziś wyruszam do innej osady tu zakończyłem swoją pracę, ale nie martw się zostawiam Ci to mieszkanie do użytku. - Wyjaśnił.
- Ale jak to?. - Zdziwiłem się.
- Zostawiam Cię tu samego ale nie martw się znasz wszystkich w osadzie. Będziesz pracował dla mojego brata. Będziesz mu pomagał. - Objaśnił.
- Dobrze. - Zmarszczyłem brwi. - A gdzie się dokładnie wybierasz Shiba-san?. - Spytałem.
- Na północ niedaleko Zamku Wiatru. - Oznajmił.
- Dobrze tak więc mam nadzieje do szybkiego zobaczenia. - Powiedziałem robiąc ukłon on zrobił to samo.
- Do zobaczenia. - Powiedział po czym wyszliśmy razem z budynku a następnie Shiba wsiadł do powozu po czym dał syknął i ruszył.
- Uważaj na siebie. - Odezwałem sie do siebie po czym zamknąłem drzwi wejściowe do już mojego mieszkania a następnie udałem się do baru nie daleko.