czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 1 "Płonący Początek."

Następny dzień.
Obudził mnie hałas dobiegający z zewnątrz. Wstałem do pozycji siedzącej - Przecież to szósta rano dajcie pospać. - Powiedziałem sobie w głowie po czym moje nogi zetknęły się z zimną drewnianą powierzchnią jednak to mi nie przeszkadzało a nawet było lepiej ponieważ odczuwałem straszna duchotę i upał. Wstałem z łóżka i powolnym krokiem ruszyłem pod prysznic. Gdy się odświeżyłem podszedłem do starodawnej szafy z dwoma dużymi drzwiczkami po czym złapałem za klamkę i lekkim szarpnięciem otworzyłem ów mebel. Zajrzałem do środka a następnie wziąłem dla siebie ubrania. Uwinąłem się szybko i już byłem w kuchni i przygotowywałem śniadanie. Po skończeniu przygotowywania posiłku usiadłem przy małym stoliku zaraz przy oknie. Zacząłem jeść. Odwróciłem głowę do okna aby ujrzeć piękny krajobraz zobaczyłem spora ilość dymu, kilka kilometrów za osada. - Nie pokoi mnie to - Przemknęło mi przez myśl po czym usłyszałem pukanie do drzwi.
- Otwarte! -  Krzyknąłem wiec gość wszedł. Okazało się, że był to brat Shimy mianowicie Shin.
- Shinji musisz natychmiast iść ze mną. - Odezwał się cały zasapany. W jego głosie wyczułem niepokój wiec od razu wstałem nie kończąc dobrze posiłku wziąłem tylko miecz i wyszedłem na podwórko gdzie był mój koń.
- Gdzie idziemy?. - Spytałem.
- W stronę tego dymu, szybko!
- Wio. - Rzuciłem po czym ruszyliśmy. Gdy byliśmy na prostej drodze dałem sygnał koniowi aby zaczął biec cwałem. W kilka minut byliśmy już na miejscu. Zeszliśmy z konia po czym zauważyłem, że coś tu jest nie tak. Mała osada, która się tu znajdowała stała w płomieniach ale nigdzie nie widziałem sprawców.
- Tam zostało parę osadników, uratuj ich. - Odezwał się Shin po chwilowej ciszy. Rozejrzałem się uważnie po czym ruszyłem do osady biegiem. Wleciałem w płomienie ale gdy tylko mnie dotykał wchłaniałem je. Po kilkunastu minutach  wchłonąłem cały pożar jednak to sprawiło ze moje ciało było bardzo nagrzane i czułem się tak jak bym miał 50 stopni Celsjusza. Zacząłem słabnąć aż w końcu zemdlałem. Wujek chciał mnie podnieść i zabrać do domu jednakże temperatura mojego ciała nie pozwalała się dotknąć. Jednakże Shin znalazł sposób aby mnie zabrać do domu.
Kilkanaście godzin później ocknąłem się już w swoim łóżku otoczony przez stertę zimnych, mokrych ręczników.
- Co się stało? - Zapytałem gdy dostrzegłem stojącego w oknie Shin'a.
- Dostałem list od Shimy.. - Po chwilowej ciszy odezwał się skruszony.
- I?
- Nie wygląda to zbyt ciekawie.. Dowiedzieli się że gdzie w tych okolicach jest wolno chodzący Ere* Ognia.
Ere* tak się mówi na Żywiołaki.
- Coś się stało z Ojcem?? - Zapytałem niespokojny.
- Zamknęli go w lochach i próbują wyciągnąć z niego jakiej Domeny używasz. - Powiedział.
- Który z Zamków wykazał taki akt przemocy?
- Zamek Ognia oczywiście.. - Odpowiedział..
- Co Shima-san robił obok Zamku Ognia? Przecież miał być w okolicy Zamku Wiatru. - Zmarszczyłem brwi coś tu się nie zgadzało.
- I tam był ale Zamek Ognia wysłał Uchihe Obito aby złapał mojego brata i przyprowadził do Zamku. - Wyjaśnił.
- Rozumiem, ale jak udało się Shimie wysłać list? - Zdziwiłem się.
- On jest pół Ere.
- Jak on może być pół Ere? - Co on do mnie mówi nie ma pojęcia co to znaczy..
- Pół Ere to taki Żywiołak, który nie może używać domeny Ognia, Wiatru, Ziemi, Elektryczności i Wody. - Wyjaśnił.
- To co może używać?
- To jest oczywiste.. Pół Żywiołów takich jak telekineza, która posługuje się właśnie Shima. - Wyjaśnił Shin.
- Rozumiem i dzięki tej mocy napisał list i wysłał. - Zauważyłem. - Całkiem przydatna moc ale jak sprawuje się to w walce? - Spytałem zaciekawiony.
- Hmmm.. No to już gorzej bo jego moc działa tylko na przedmioty martwe na człowieku to nie zadziała. - Wyjaśnił.
- To kiepsko..
- Shinji musisz go uratować! - Powiedział podając na kolana. - Błagam..
- Wstań, pewnie że go uratuje. - Powiedziałem następnie wstałem i udałem się pakować rzeczy które będą mi potrzebne, pomógł mi w tym Wujek. Chwilę mi zajęło zamontowanie to na konia jednak zauważyłem ze jest tego za dużo i nie wezmę tego na raz.
- Spokojnie coś na to poradzę. - Powiedział po czym obsypał moje rzeczy magicznym piaskiem a walizki się zmniejszyły.
- Podoba mi się to. - Oznajmiłem po czym Shin wręczył mi ten piasek.
- Używaj go rozważnie. - Rzekł.
- A jak je powiększyć do normalnych rozmiarów?
- Weź szczyptę piasku i nad rzeczami pstryknij palcami. - Wyjaśnił.
- Dobrze a więc ruszam. - Powiedziałem po czym dałem sygnał i mój koni ruszył. Za nim wydostałem się z Osady i otaczającego nas lasu biegiem galopem. Dotarcie do głównej drogi zajęło mi dwie godziny. Na tej drodze można było się porządnie rozpędzić wiec przeszedłem do cwału.
Kilkanaście godzin później zaczęło się ściemniać więź zbiegiem z drogi aby wjechać do małej pobliskiej Wioski gdzie planowałem się zatrzymać. Gdy już byłem na uliczkach wioski zszedłem z konia i prowadziłem go. Po chwili dotarłem do Hotelu i zameldowałem się w nim.

Następny dzień.
Godzina ósma rano.

Nie miałem zamiaru jeszcze wstawać ale było tak jasno i ciepło w tym pomieszczeniu a jakby tego było mało promienie słoneczne padały prosto na moją twarz. Przetarłem oczy po czym usiadłem a moje stopy dotykały podłogi. - Muszę się pospieszyć i dotrzeć do Zamku Ognia. - Pomyślałem ale tak mi się dalej spać chciało. Po chwili zebrałem swoje cztery litery i ruszyłem do łazienki, szybki prysznic i już byłem koło torby po czym się ubrałem. Spakowałem resztę rzeczy, które były mi wcześniej potrzebne dlatego je wyjąłem. Gdy byłem już spakowany wziąłem rzeczy i wyszedłem z pokoju. Zakluczyłem drzwi i zszedłem do stromych schodach na dół podchodząc do recepcji.
- O to klucz, dziękuje ile się należy?. - Odezwałem się do recepcjonistki, która stała na przeciwko za ogromnym blatem z drewna.
- Dziękuje. - Powiedziała nie pewnie. - Na jeden nocleg wyszło 50 Ryo. - Dodała zawstydzona. Usłyszawszy ile muszę zapłacić dałem należność uroczej pani po czym już chciałem wyjść z Hotelu jednakże nagle koleś z bronią w ręku wszedł do budynku.
- Ręce do góry, to jest napad!!. - Wykrzyczał więc każdy się wystraszył i tak zrobił ale nie ja. Postanowiłem iść dalej więc ruszyłem prosto na kolesia stojącego obok wyjścia.
- Nie zbliżaj się!. - Krzyknął.
- Ja chce po prostu stąd wyjść, chyba mogę prawda?.
- Nie!. Nikt stąd nie wyjdzie dopóki ja nie powiem że może. - Wyjaśnił.
- A co jeśli się nie posłucham?. - Spytałem.
- Zabije Cię!. - Syknął.
- Czyżby?. - Podniosłem jedną brew do góry i ruszyłem ponownie. Napastnik wystrzelił pocisk, który zatrzymał się w suficie.
- Chciałeś mnie przestraszyć czy co to miało być?. - Zakpiłem z niego.
- Dlaczego się nie boisz?. - Zdziwił się.
- Bo nie mam czego. - Nagle on wycelował i strzelił we mnie. Wszystko odbywało się jak w zwolnionym tępię. Nie wiedziałem o co chodzi ale szybko złapałem rękojeść mojego miecza po czym zatrzymałem pocisk. Wszystko wróciło nagle do normy.
- Nie możliwe!. - Powiedział zdezorientowany napastnik.
- A teraz grzecznie wyjdziesz i nigdy tu nie wrócisz. - Oznajmiłem chowając powoli miecz do kabury.
- Zabije Cię!. - Powtórzył czynność wystrzeliwując we mnie następny pocisk. Znowu wszystko zwolniło a ja po prostu zszedłem z toru strzału i pocisk mnie ominął i trafił w ścianę a ja nagle pojawiłem się za tym kolesiem. Gdy jest stan spowolnienia ja poruszam się normalnie a inni widzą jakbym pędził.
- Jak chcesz mnie zabić jak nawet nie potrafisz we mnie trafić?. - Wyszeptałem stojąc za kolesiem z bronią. On się nie odezwał tylko próbował mnie uderzyć z pięści. Złapałem atak po czym sam uderzyłem wielokrotnie z lewej ręki w brzuch, żebra a na koniec w twarz. Napastnik padł na ziemie po czym zemdlał. Związałem mu ręce liną bardzo mocno tak aby się na pewno nie uwolnił.
- Możecie zawołać siły porządkowe. - Odezwałem się po czym wyszedłem z budynku i podszedłem do mojego konia. A własnie zapomniałem wam przedstawić mojego kompana. Mój koni nazywa się Jinpachi i jest cały czarny z białą grzywą. Zapakowałem torby na konia po czym sam na niego wskoczyłem.
- Stęp. - Powiedziałem do konia, który ruszył. Kilka minut później byłem już na drodze gdzie mogłem spokojnie biec galopem więc tak zrobiłem a po jakiś pięciu minutach wyjechałem na główną drogę więc biegłem cwałem. Po trzech godzinach jazdy zatrzymałem się na chwilę obok małej rzeczki aby koni się napoił a ja rozprostuje kolana. - Ale tu ładnie. - Przeleciało mi przez myśl.
- Gdzie zmierzasz?. - Usłyszałem przerażający, mroczny głos dobiegając z każdej strony.
- Pokaż się.
- Tu jestem. - Powiedział po czym zauważyłem postać siedzącą na gałęzi ogromnego drzewa. Miał owiniętą wokół głowy niebieską opaskę, dalej miał kremową szatę, szare spodnie i dziwne sandały.
- Kim Ty jesteś?. - Spytałem.
- Najpierw odpowiedz na moje pytanie. - Odezwał się. W jego głosie wyczułem chęć zemsty, mrok i wszechogarniającą ciemność. Jego głos był naprawdę przerażający.
- Do Zamku Ognia..
- Tak myślałem. - Burknął po czym zeskoczył z drzewa na ziemię. Był jakieś dziesięć metrów ode mnie. - Możesz mi powiedzieć w jakim celu jedziesz do piekła?. - Dodał.
- Czemu nazywasz to piekłem?. - Podniosłem brew do góry co miało mu pokazać moje zdziwienie.
- Mam swoje powody.. - Rzucił obojętnie. - Twój koni?. Czuje, że bardzo dobrze się dogadujecie.
- Rozumiem, dobrze wyczułeś. - Powiedziałem patrząc na mojego konia, który był za mną po czym odwróciłem się do nieznajomego lecz go już nie było. - Gdzie on jest?!. - Powiedziałem na głos zakłopotany. Rozejrzałem się ale nigdzie go nie było. Wzruszyłem ramionami po czym wskoczyłem na konia i ruszyłem w dalszą drogę. Musiałem jak najszybciej dotrzeć do Zamku i uwolnić Shimę. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, bo na pewno nie wlecę tam aby zaatakować, ponieważ Strażnik od razu położy kres moim planom. Muszę wymyślić plan ale tym będę się martwił jak już tam będę. Nagle jakiś cień, który przeleciał obok nas tak szybko, że nie dostrzegłem co to było wystraszył mojego konia, który nagle się zatrzymał i zaczął stać na dwóch tylnich nogach. Udało mi się utrzymać na Jinpachi'm jednakże on nie przestawał. Wyczułem, że coś było tak straszne że nie jest w stanie dalej jechać. Stanął w końcu na cztery nogi. Zeskoczyłem z niego i zacząłem go uspokajać i po kilku minutach udało mi się go uspokoić na tyle aby ruszył dalej.

Gdzieś w lesie.

- Głupiec.. - Oznajmił cień, który wystraszył mojego konia i się mi przyglądał. Biegłem dalej, aby dotrzeć do Zamku ognia musiałem jeszcze przejechać dwie Wioski i przejechać przez las. Dotarłem do pierwszej wioski i postanowiłem się w niej zatrzymać, ponieważ zaczęło się ściemniać. Zauważyłem, że to nie ciekawy ułamek mojej drogi więc wolałem spać w budynku niż pod gołym niebem. Spokojnym stępem mijałem budynki ustawione w szeregu. Gdy dotarłem w reszcie do Hotelu zszedłem z konia i wprowadziłem go do boksu. Wszedłem do budynku i się zameldowałem. Po drugiej stronie ulicy zauważyłem, że jest bar więc postanowiłem się tam wybrać aby coś zjeść. Chwilę później wszedłem do środka, stali bywalce spojrzeli na mnie spod byka ale nie odezwali się. Szedłem dalej mijając ich i doszedłem do ogromnego drewnianego blatu a za nim stał barman.
- W czym pomóc?. - Odezwał się.
- Poproszę kieliszek sake i grillowane mięso z ryżem. - Zamówiłem posiłek.
- Czas oczekiwania to dziesięć minut. - Powiedział.
- Do tego wodę proszę. - Dodałem jeszcze po czym rozejrzałem się za wolnym stolikiem. Gdy już spostrzegłem taki kroczyłem do niego powoli następnie zająłem miejsce. Odczekałem swoje po czym otrzymałem zamówiony zestaw. Zacząłem konsumować kolację. Po dziesięciu minutach talerz był pusty tak jak kieliszek.
- Poproszę jeszcze jeden kieliszek. - Odezwałem się więc barman podszedł i nalał mi z białej nie przeźroczystej butelki do mojego kieliszka alkoholowej cieczy. - Dziękuję. - Rzuciłem po czym szybkim ruchem ręki wypiłem go i poprosiłem o rachunek. Musiałem zapłacić 25 Ryo. Po zapłaceniu wyszedłem z lokalu ale wpadłem na grupkę nieznajomych.
- Uważaj jak chodzisz. - Odezwał sie grubas.
- Przepraszam ale zająłeś całe miejsce w drzwiach. - Powiedziałem. - Dasz radę wejść, nie za małe?.
- Szukasz problemu?. - Odezwał się mniejszy stojący obok dużego.
- Nie, ale jak się zajmuje całe miejsce swoim tłustym cielskiem to tak jest. - Powiedziałem uszczypliwie po czym zauważyłem że grubas się wkurzył.
- Ty gnoju!. - Podniósł głos po czym chciał się na mnie rzucić lecz ja byłem szybszy i uderzyłem wielokrotnie w żebra i brzuch a na koniec lekko podskoczyłem i kopnąłem grubasa w twarz. Reszta nie wiedziała co się dzieje ale w końcu postanowili pomóc jednak ja złapałem za rękojeść.
- Nie radzę. - Oznajmiłem ukazując, że trzymam broń w gotowości.
- Spokojnie, już sobie idziemy. - Powiedzieli po czym podnieśli grubasa i uciekli z podkulonym ogonem. - Eh wszędzie jacyś idioci. - Pierwsza myśl jaka mnie dopadła po tym incydencie.
- Jest Pan bardzo silny. - Zauważyła kobieta przechodząc obok. Miała płaszcz i kaptur więc nie widziałem twarzy ale po jej smukłej sylwetce można było się spodziewać, że jest bardzo ładna.
- Dziękuje za komplement. Z kim mam przyjemność? - Odezwałem się więc kobieta złapała kaptur obiema rękami i powoli go zsunęła z głowy. Ujrzałem dość długie różowe włosy, spięte w kuc ale na bokach policzków był grubszy kosmyk włosów co dodawało jej urody. Do tego zauważyłem głębokie spojrzenie jej zielonych oczów.
- Ależ proszę. - Powiedziała. - Nazywam się Haruno Sakura. - Przedstawiła się po czym czekała aż ja zrobię to samo.
- Miło mi poznać Pani Sakuro, ja nazywam się Takahiro Shinji. - Powiedziałem podchodząc do uroczej damy. Przechwyciłem jej dłoń i pocałowałem.
- Mi również Panie Shinji.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział! Prawdę mówiąc byłam ciekawa, jak będziesz prowadził historię o żywiołakach - w końcu to nie to samo, co ninja. Ale radzisz sobie świetnie! ^^ Bardzo mi się podoba :)
    Ta ostatnia sytuacja - czyżby szykował się konkurent? (to odległa przyszłość, ale wciąż zapowiada się interesująco :D)
    Czekam na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń