sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 4 "Mr. Dark."

Następny dzień.

Kilka minut już leżałem z zamkniętymi oczami. Obudziłem się ale jeszcze nie chciałem wstawać, to co się wczoraj stało przytłaczało mnie zbyt bardzo. Mam żal do Shimy, że postąpił tak samolubnie ale rozumiem go w pewnym sensie. Cóż moja mała przygoda chyba dobiegła końca i trzeba zbierać się do szarego życia w osadzie.
*Trzask*
Coś zbiło szybę wlatując do mojego pokoju. Podniosłem się szybko aby sprawdzić co to takiego. Gdy się zorientowałem zauważyłem, że to granat. - Domena Ognia: Ściana z Ognia. - Powiedziałem w myślach po czym powstała ściana, która uchroniła mnie przed eksplozją. Ściana znikła więc szybko chwyciłem ubrania i się błyskawicznie ubrałem. Wziąłem plecak na jedno ramię po czym ciałem torbę z rzeczami jednak wpadł jeszcze jeden granat a za nim kolejne więc szybko wybiegłem z pokoju i schowałem się aby nie oberwać. Nastąpiło kilka wybuchów ale nie zbyt mocnych. Nagle pojawiło sie kilku kolesi z broniami i zaczęli do mnie strzelać. Zacząłem uciekać a oni mnie gonić. Podczas biegu wpadłem na kolejnych napastników tym razem z mieczami. Od razu złapałem rękojeść mojego miecza i bardzo szybkim cięciem pokonałem dwóch wrogów po czym biegłem dalej. Byłem otoczony więc wbiegłem do jakiegoś pokoju po czym rozpędzając się wyskoczyłem przez okno na inny budynek. Zrobiłem fikołka po czym wstałem i zacząłem biec. Za mną ciągle biegło parę osób strzelając. Robiłem żwawe uniki przed pociskami co utrudniało mi bieg. Nagle pojawiło się ich coraz więcej i więcej. Zatrzymałem się a oni mnie otoczyli. Nie wiedziałem jak to się skończy ale miałem nadzieje że z korzyścią dla mnie. Każdy z nich wycelował we mnie a następnie nacisnął spust. W tym momencie czas zwolnił. Mogłem uważnie przyjrzeć się napastnikom a do tego zrobić unik przed kulami. Przyjrzawszy się atakującym skoczyłem wysoko w górę. - Domena Ognia: Niszcząca Kula Ognia. - Moje myśli. Wypuściłem strumień płomieni z ust a one zmieniły się w sporą kulę ognia. Wleciała w napastników raniąc każdego. Wiedziałem, że to tylko pionki które mają mnie sprawdzić więc nie chciałem używać silnych ataków. Gdy spadłem na nogi zacząłem od razu biec ale następni wrogowie pojawiali się i to po kilkanaście osób na raz. Zacząłem z nimi walczyć na białą broń. Byli całkiem nieźli w używaniu mieczy jednak ich było pełno a ja byłem sam. Gdy udało mi się pokonać większą część napastników odszedłem kawałek od reszty. - Domena Ognia: Ognisty Deszcz. - Po wypowiedzeniu tych słów w głowie rzuciłem kulą ognia, która powstała mi w ręce nad napastników po czym spadł na nich deszcz małych zrobionych z ognia kropel deszczu. Stanęli w płomieniach, było już po nich. Jednak to nie koniec ponieważ dalej przybywało nowych. Miałem tego dość. - Domena Ognia: Wszech-kula zniszczenia. - Powiedziałem sobie w głowie po czym wysunąłem obie dłonie na przód po czym wycelowałem. Następnie powstała spora kula ognia a ja ją wystrzeliłem na napastników. Gdy do nich dotarła powstał potężny wybuch, który zrobił krater. Gdy inni nie mogli przejść ja zeskoczyłem na dół po czym uliczkami zawróciłem do Hotelu po moje rzeczy i konia. Po kilku minutach dotarłem na miejsce wszedłem tylnymi drzwiami do Hotelu po czym wszedłem do pokoju w, którym doszło do eksplozji. Na szczęście nikogo w nim nie było i spokojnie wziąłem torbę. Ale gdy ją podniosłem dostrzegłem, że połowa z niej tylko została a co za tym idzie połowa rzeczy. Wpakowałem ocalałą część rzeczy do plecaka po czym usłyszałem głosy na korytarzu. Domyśliłem się że to ktoś z Hotelu plus Władze porządkowe. Wyszedłem na balkon po czym przeskakując z balkonu na balkon zszedłem na dół. Udałem się do miejsca gdzie są boksy koni aby zabrać swojego konia. Udało mi się to jednak strażnik Hotelu zauważył mnie więc wskoczyłem na Jinpachi'ego i ruszyliśmy. Wołał, że mam się zatrzymać ale oczywiście tego nie zrobiłem i pognałem jak najdalej się dało. Od hotelu byłem już bardzo daleko więc zatrzymałem się w pobliskim parku. Usiadłem na ławce z myślą, że odsapnę ale się myliłem. Pojawiło się dwóch kolesi i zaatakowali mnie. Od razu wiedziałem, że współpracują z wcześniejszymi zbirami ale Ci byli bardziej wyszkoleni jeżeli chodzi o sztuki walki mieczem i w walce wręcz. Mieli zmyślne ataki byli szybcy a co najważniejsze świetnie się uzupełniali. Póki co dawałem sobie radę ale jeden z nich zranił mnie bardzo mocno w lewą rękę. Co prawda potrafiłem walczyć jedną ale było to trudne zwłaszcza że ich było dwóch. Wiedziałem, że długo nie mogę tak z nimi walczyć bo mnie wykończą więc postanowiłem użyć swoich mocy. Dzięki Domeny Ognia tak jak każdy Ere byłem silniejszy, zwinniejszy, szybszy i bardziej skoczny od zwykłych ludzi więc użyłem swoich nadprzyrodzonych zdolności co znacznie ułatwiło mi walkę. Po krótkiej chwili zauważyli że mam nad nimi przewagę.
- Domena Ognia: Włócznia. - Powiedziałem odskakując od nich. Wtedy podniosłem zdrową rękę wyżej niż głowa a włócznia lewitowała nad moją dłonią. Wymierzyłem w kogo chce trafić a następnie rzuciłem. Włócznia ze znaczną prędkością wleciała w jednego z napastników zabijając go na miejscu a do tego spaliła do na popiół. Drugi się wystraszył lecz ponownie zaatakował. Podniosłem wbity wcześniej miecz w ziemie po czym użyłem zakazanego ciosu mieczem, którego się nauczyłem podczas treningu. Polega to na tym że macham mieczem tak długo i tak szybko aż zmylę przeciwnika i przetnę mu prawą nogę, następnie lewą rękę a na koniec wbije mu miecz w serce. Nie udało mi się trafić w serce ponieważ powinienem wykonać ten atak obiema rękami ale i tak pokonałem przeciwnika. Schowałem zakrwawiony miecz do kabury po czym wskoczyłem na konia i ruszyłem przed siebie. Nagle w plecy wbiła mi się strzała. Spadłem z konia, po czym dostrzegłem jeszcze kilka strzał pędzących w moją stronę. Wyciągnąłem rękę na przód po czym wystrzeliłem z ręki lekki podmuch ognia, który spalił strzały. Podniosłem się z ziemi i dostrzegłem swoich wrogów. Byli to dwaj łucznicy. - Czego oni chcą do cholery?. - Zapytałem sam siebie po czym poczułem, że bezmyślnie wyprowadzałem ataki będąc w szoku i straciłem sporą część Chikary. Z taką ilością mocy wiedziałem, że mnie wykończą. Biegli w moją stronę na swych koniach po czym ponowili ostrzał. W kilka sekund w moja stronę leciało chyba z pięćdziesiąt strzał. Nie wiedziałem jak mam ich uniknąć i stwierdziłem, że nie dam rady ich zatrzymać ale nagle czas znowu zwolnił nie wiedziałem jak, czemu i z jakiego powodu to się tak dzieje ale miałem to gdzieś bo ratowało mi to życie. Jednakże tym razem to zawiodło, strzały były zbyt blisko siebie aby mógł robić uniki. Kilka strzał powbijało się we mnie..Ból był straszny jednak nagle przestało boleć. Poczułem jak Chikara wypełnia całe moje ciało. Skóra zaczęła mi się odrywać a na jej miejsce pojawiała się nowa ciemniejsza. Do tego włosy zmieniały kolor na biały i przybywało ich. Poczułem jak temperatura mojego ciała wzrasta aż cały wrzałem. Powstawała para, która wydzielała się z mojego ciała. Czułem jak oczy znikają z oczodołów zostawiając czarną pustkę a po chwili wypełniły się całymi czarnymi gałami. Widziałem wszystko bardzo dobrze ale czułem się jak w amoku. Nie wiedziałem dokładnie co się dzieje ale wiedziałem jedno...poczułem żądze zabijania, krwi i wszechogarniającego chaosu. Powyjmowałem sobie wszystkie strzały a rany spowodowane tymi kijami zaczęły się samoistnie leczyć i goić. Po chwili nic mi nie było i ruszyłem do ataku. Po minach swoich wrogów wyczułem strach, bali się mnie ale mimo to strzelali i pędzili na mnie. Pomyślałem o zwolnieniu czasu i tak się stało. Pojawiłem się na koniu jednego z nich po czym złapałem go za ręce i wyrwałem je z ciała. Następnie chwyciłem za głowę przekręcając ją i wyrywając a następnie rzuciłem nią w tego drugiego. Przerażony całą sytuacją spadł z konia i zaczął uciekać. Wtedy ja wbiłem rękę w konia zabijając i jego po czym skoczyłem i zacząłem lecieć. Nie wiem jak ale potrafiłem latać bez skrzydeł. Przeleciałem nad łucznikiem po czym wylądowałem metr przed nim. On się zatrzymał i zaczął uciekać w drugą stronę lecz czas zwolnił a ja z potężną prędkością wbiłem się w jego ciało wysuwając swoją dominującą rękę. Dłoń przebiła ciało ale nie na wylot. Podniosłem go ku górze a następnie moja dłoń zaczęła płonąć niszcząc go od wewnątrz. Ale nie paliła się zwykłymi płomieniami tylko czarnymi. Po chwili łucznik cały się spalił więc wchłonąłem z powrotem czarne płomienie do swojego ciała. Odszedłem kawałek od trupa po czym zacząłem się zmieniać z powrotem w człowieka. Nie wiedziałem skąd się wzięła ta forma i co to było ale przypomniałem sobie pewną sytuację z dzieciństwa jak miałem pięć lat. Dotarło do mnie, że wtedy gdy zaatakowali mój ród zabiłem wszystkich nawet swoich. Po wszystkim oczywiście wszystko zapomniałem ale teraz po tej ponownej transformacji sobie przypomniałem i plułem sobie w twarz, że to ja jestem powodem wyginięcia mojego rodu a nie Ci co nas wtedy zaatakowali. Zacząłem bać się sam siebie. Gdy się uspokoiłem i doszedłem do siebie, wstałem i podszedłem do mojego konia. Podniosłem plecak leżący obok niego założyłem go i wskoczyłem na Jinpachi'ego. Po takim starciu nie miałem nawet zadrapania ale bolała mnie trochę lewa ręka. Nie zważając na nic ruszyłem przed siebie aby schować się gdzieś i odpocząć. Po kilku godzinowej wędrówce w poszukiwaniu dobrego miejsca w końcu znalazłem dobre miejsce. Zsiadłem z konia i zdjąłem mu siodło aby i on odpoczął. Nalałem wody do miski aby go napoić. Usiadłem opierając się o drzewo po czym przymknąłem oczy. Po chwili zasnąłem.

- Gdzie ja jestem?.. - Odezwałem się patrząc na dość ciemne miejsce, w którym nagle sie znalazłem. Było tu ponuro, cicho, chłodno a na ziemi było wody do kostek. - Jak ja się tu znalazłem?. - Zapytałem się wiedząc, że raczej nie uzyskam odpowiedzi ale jednak się myliłem ponieważ jakiś głos się uniósł po strasznym otoczeniu.
- Jak myślisz gdzie możesz być...
- Hmm, nie wygląda mi to na realne miejsce więc pewnie śnię..
- Nie do końca..Jesteś w tym miejscu fizycznie ale jednocześnie psychicznie..
- A więc jestem w swojej głowie, czyż tak?. - Zapytałem tajemniczy głos.
- Brawo sherlocku.. - Zaśmiał sie złowieszczo.
- Ale dlaczego tu jestem?. - Zdziwiłem się.
- Jesteś tu z dwóch powodów.. - Przedstawił. - Pierwszy to taki, że jesteś wyczerpany a drugi to taki że chciałem wreszcie z Tobą porozmawiać.
- A kim jesteś?. - Zapytałem podnosząc jedną brew. - A przede wszystkim gdzie jesteś i co robisz w mojej głowie??.
- Nazywam sie Mr.Dark ale mówią na mnie Smętny Kosiarz.. - Przedstawił się.
- A ja jak mam się do Ciebie zwracać?. - Spytałem.
- Mr.Dark albo Smętny Kosiarz..
- To będę mówił po prostu Dark.. - Oznajmiłem.
- Mniejsza z tym.. - Powiedział czułem że lekko się zirytował.
- Gdzie jesteś i co robisz w mojej głowie Dark?.
- Jestem wszędzie i żyje w Tobie. - Wyznał lecz mnie to zdziwiło. Powiedział to tak spokojnie.
- Jak to?.
- Twój ród od lat jest nosicielem różnych klątw tak jak ród Uchiha..Dwa najbardziej przeklęte rody na świecie.. - Wyjaśnił.
- Ale dlaczego?.
- No jak przodkowie Takahiro i Uchiha podpisali pakt z Diabłem i innymi demonami to co tu się dziwić, że jesteście przeklęci. - Wyjaśnił.
- Co to ma znaczyć, że podpisali pakt?. - Spytałem nie wiedząc o co mu dokładnie chodzi.
- Normalnie podpisali krwią pakt. W zamian chcieli potężnych zdolności ale pod koniec życia musieli oddać swoją duszę Diabłu. - Wyjaśnił.
- Ja też będę musiał?.
- Nie. - Powiedział krótko.
- To dobrze a dlaczego?.
- Kilka lat po tym jak dwa rody podpisały pakt z Diabłem, dziewczyna z rodu Takahiro i chłopak z rodu Uchiha połączyli się tworząc parę. To wtedy było zabronione aby odnoga łączyła się z główną gałęzią. W ten sposób powstał by jeden ród i Uchihowie obawiali się tego. Co prawda ich nazwisko dalej by było główną gałęzią ale tak to by nie mieli was do pomiatania. Więc postanowili przerwać miłosne sceny tej dwójki. jednak za późno. Młoda Takahiro zaszła w ciąże i urodziła dwóch synów, Bliźniaki. Jednakże gdy to się wydało postanowili zabić i dziewczynę i chłopaka i ich dzieci. Udało im się to zrobić lecz gdy zabili tych chłopców wtedy coś się wydarzyło. Chłopcy zmienili się w coś silniejszego lepszego lecz bardziej strasznego od ludzi. Stali się Demonami i postanowili zabić zarówno ród Takahiro jak i Uchiha. Prawie sie to im udało lecz jeden z Uchiha wpadł na pomysł zapieczętowania demonów. Zarówno w rodzie Takahiro ktoś na to wpadł i po długich wojnach z demonami udało się w końcu. Jednego demona zapieczętowali w członku rodu Uchiha a drugiego w członku Takahiro. Powiem Ci szczerze, że to było jakieś dwadzieścia lat temu gdy zostali zapieczętowani jeden z nich został zapieczętowany w nijakim Takahiro Shinji. - Wyjaśnił całą historię. Przez chwile nie wiedziałem o czym on w ogóle mówi. Później zacząłem rozumieć a na końcu się potwierdziło że opowiada mi swoją historię z życia a do tego historię Takahiro i Uchiha.
- Rozumiem a więc jednym z braci jesteś Ty a gdzie jest drugi?. - Zapytałem.
- Niestety nie mogę Ci tego zdradzić ale wiedz że jest bliżej niż byś mógł sobie to wyobrazić. - Powiedział. - A teraz gdy znasz nieco historię swojego rodu, rodu Uchihów i moją czas już na mnie spotkamy się jeszcze na pewno wtedy porozmawiamy dłużej, niestety teraz już skończył się mój czas ale jeśli chcesz wiedzieć więcej udaj się do krypty, która znajduje się w Zamku Ziemi, tam znajdziesz trochę informacji - Dodał po czym się ocknąłem tam gdzie zasnąłem.


- To był sen czy naprawdę z nim gadałem?!. - Powiedziałem do siebie znając odpowiedź ale będąc w szoku musiałem sie odezwać. Chwilę jeszcze odpocząłem myśląc o tym wszystkim po czym zebrałem się i ruszyłem tam gdzie kazał mi Dark.

1 komentarz:

  1. Och. Kurczę. Słabo trochę, mnie by wykończyły wyrzuty sumienia za zadanie tak okrutnej śmierci, nawet jeśli byliby moimi wrogami. I jeszcze ta sprawa z klanem Shinji'ego... Szkoda mi go :c
    Poza tym jednak umiejętności gł. boh. są bardzo ciekawe. Dodatkowo zastanawiam się, jak przebiegnie jego konfrontacja z Sasuke i czego dokładnie dowie się w krypcie w Kraju Ziemi. Ale na pewno się dowiem ^^
    Bardzo mi się podobał ten rozdział i czekam na next :)
    Sayo~~

    OdpowiedzUsuń